"Ciemna strona Kamila Durczoka", o której napisał tygodnik Wprost, sprowokowała do mocnego komentarza żonę szefa Faktów. Marianna Dufek-Durczok twierdzi, że jej mąż został zniszczony a sprawę mobbingu i molestowania powinna wyjaśnić komisja powołana przez TVN. Głos w sprawie zabrał też Marcin Prokop, który początkowo stwierdził, że artykuł Wprost mógł zostać zmanipulowany. Po kilku dniach przyznał jednak, że sprawa powinna zostać dokładnie wyjaśniona. Przypomnijmy: Prokop: "Kamil POWINIEN ZOSTAĆ OSĄDZONY z taką samą surowością jak każdy inny!"
Swoją opinię postanowił wyrazić też kolega Prokopa, Szymon Hołownia, który w nowym wpisie na blogu ocenia, że artykuł Wprost został zmanipulowany i jest próbą udowodnienia, że Durczok jest "perwersem":
Przecież, z warsztatowego punktu widzenia tekst o Durczoku, to nieogarniona bieda z nędzą. Z dziennikarstwem śledczym ma on tyle wspólnego, co serial o Kiepskich z filmami Kurosawy. Niewiarygodni informatorzy. Poza nimi nie ma źródeł (bo mnie uczono, że powinny być co najmniej dwa), nie ma nazwisk, nie ma faktów. Nie ma nic, poza próbą dowiedzenia, że kolega Durczok w życiu jest babiarzem i perwersem - pisze Hołownia.
Jego zdaniem Wprost zrobił to celowo, żeby zdobyć zeznania osób, które mogą powiedzieć coś jeszcze bardziej kompromitującego Durczoka:
"Wprost" nie pokazał wszak póki co przestępstwa, pokazał czyjeś moralne ekstrementy. Zrobił to, co wszystkie szmatławce: zanurkował komuś w szambie, a relację z tej wyprawy przedstawił jako tekst z "National Geographic". Sądzę, że zrobił to z premedytacją. Moja teza: redakcja dobrze wiedziała, że na razie nic "twardego" na Durczoka nie ma, ale wypuściła tę okładkę, by go osłabić, i by ktoś kto rzeczywiście może na niego coś mieć, nie bał się już konsekwencji i kopnął leżącego. A jeśli nikt taki do chwili zamknięcia numeru się nie znajdzie? No worries. Nakład się sprzedał. A redakcja i tak zrobi z siebie lidera walki z maskującym molestowanie ciemnogrodem.
Hołownia podkreśla też, że nie broni Durczoka za wszelką cenę, bo nawet nie darzy go sympatią. Przyznaje, że szef Faktów "kipi maczyzmem":
Między mną a Durczokiem nigdy nie było chemii, ciężko się rozmawia z facetami, którzy za wszelką cenę muszą światu dowieść jak bardzo kipią maczyzmem. Nie odnajduję wielu powodów, by go specjalnie lubić, ale za przestępcę zacznę go uważać, gdy ktoś wreszcie oskarży go o coś z podniesionym czołem. On przedstawi swoją wersję, a później wypowie się o tym sąd. Sąd, a nie imitacje Katonów z brukowego tygodnika.