Odkąd Wprost opublikował relację pracownicy Faktów na temat propozycji seksualnych, jakie miała otrzymywać od Kamila Durczoka, jego znajomi udają bardzo zdziwionych. Zupełnie jakby w historii telewizji zdarzyło się to po raz pierwszy. Dopiero po jakimś czasie kolejne gwiazdy zabrały głos w sprawie molestowania i mobbingu w mediach. Z własnych przeżyć zwierzyła się między innymi Paulina Młynarska. Przypomnijmy: Młynarska: "Też byłam molestowana w pracy!"
Teraz głos zabrała Urszula Sipińska, znana piosenkarka z lat 70-tych. W rozmowie z tygodnikiem Rewia zdradziła, że podobna sytuacja zdarzyła się jej u szczytu kariery, 40 lat temu.
Sipińska nagrywała wtedy płytę w studiu na Woronicza. Została zaproszona do gabinetu przez jednego z dyrektorów. Mieli rozmawiać o jej karierze i twórczości. Sipińska wspomina w Rewii, że gdy tylko weszła, dyrektor zamknął drzwi na klucz i zrozumiała, jakie ma wobec niej plany. Dzięki przytomności umysłu i determinacji udało jej się uniknąć gwałtu.
Dopiero kiedy zaczęłam walić pięściami w drzwi, wypuścił mnie - wspomina. Czułam się upodlona, brudna, winna i bezsilna. Dziś ci ludzie, jeśli żyją, pobierają pewnie godną emeryturę. Moją artystyczną wyliczono na 837 złotych.
Przypomnijmy, co w sprawie molestowania w telewizji powiedziała Beata Tadla: "Kobiety w Polsce BOJĄ SIĘ ZGŁASZAĆ PRZYPADKI PRZEMOCY"