Po publikacji tygodnika Wprost, który, w oparciu o relacje pracowników Faktów, ujawnił metody pracy szefa redakcji, Kamila Durczoka, środowisko dziennikarskie podzieliło się. Jedni, jak Super Express, wzięli stronę Durczoka i twierdzą, że póki jego ofiary nie zeznają pod nazwiskiem, trzeba uznać, że nic się nie stało. Inni, jak Jacek Żakowski i Magdalena Środa, są zdania, że taki wstrząs jest potrzebny, by polskie firmy przestały traktować pracowników jak robotników folwarcznych z XVII wieku.
W dzisiejszym Wprost do traumatycznych doświadczeń przyznały się także Paulina Młynarska, która przeżyła mobbing i molestowanie w pracy, Olga Kozierowska, autorka programu Sukces pisany szminką, kick-bokserka Iwona Guzowska, katowana w dzieciństwie przez ojca alkoholika.
Wszystkie usłyszały od swoich bliskich, że na takie tematy lepiej milczeć.
Ofiary przemocy, które zdecydują się o tym mówić, mają potem ciężkie życie - ocenia Guzowska.
Widzę komentarze kobiet: "O, paniusia sobie po 5 latach przypomniała" - komentuje Kozierowska. Wiem, jak się czuje molestowana kobieta. Słyszy, że to pewnie jej wina.
Wieloletnia szefowa Radia TOK FM, Ewa Wanat, komentuje to bardzo ostro. Przyznaje, że nie dziwi się ofiarom, które nie chcą jeszcze ujawniać swojej tożsamości. Zdradza też, że gwiazdy polskiego dziennikarstwa to w dużej mierze "osoby zapite, zaćpane, narcystyczne, z rozwalonym życiem osobistym".
Najtrudniejsze jest wystawienie się na publiczny osąd i mechanizm przerzucania winy na ofiarę - mówi we Wprost. Kiedy media piszą o molestujących księżach, wierzymy anonimowym źródłom. Wobec kolegi zachowujemy się inaczej. Przeraził mnie zwłaszcza brak reakcji najważniejszych mediów po pierwszym artykule. Prawdziwe milczenie owiec. Chyba tylko Jacek Żakowski miał odwagę powiedzieć: koledzy, mamy problem. To, że wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi, oznacza, że sprawa była w pewnych kręgach znana. Tym bardziej byłam pewna, że ktoś się tym zajmie, a tu cisza. Problem, który opisaliście, nie jest tylko problemem Kamila Durczoka. Sprawa jest znacznie szersza, dotyczy całego środowiska. Dzisiejsi szefowie redakcji wywodzą się z pokolenia, które wkroczyło do mediów na początku lat 90. Mieliśmy poczucie, że jesteśmy pionierami, robimy rewolucję. Do tego doszedł ogromny szacunek społeczny i poczucie wielkiej siły. Liczyli się z nami najważniejsi ludzie w kraju. Wielu poczuło się Bogami i tak już zostało.
Popatrzmy obiektywnie na polskich dziennikarzy - większość z nas to straumatyzowani neurotycy, którzy żyją w poczuciu nieustannego strachu. To jest paradoks, że ludziom opowiadają i tłumaczą świat osoby głęboko znerwicowane, nieraz zapite, zaćpane, niemogące spać po nocach, narcystyczne, niejednokrotnie w rozwalonym życiem osobistym. Tacy jesteśmy. Molestował ktoś, kto wydawał się nietykalny. W telewizji zespół jest budowany wokół gwiazdy, wszyscy grają na gwiazdę, wszyscy gwiazdę podziwiają, dla gwiazdy tam przyszli, ta gwiazda jest ich niekwestionowanym liderem, niezależnie od wszystkiego jest punktem odniesienia. W pewnym sensie wszyscy szli do Faktów, żeby być jak Kamil Durczok.
Miejmy nadzieję, że dzięki tej aferze jak najmniej osób będzie brać z niego przykład.
Przypomnijmy ostatni wywiad Durczoka, udzielony TOK FM: