Po publikacji pierwszych artykułów na temat Kamila Durczoka, jego koledzy z pracy zrobili wszystko, żeby przemilczeć temat. W końcu jednak do głosu zaczęli dochodzić pracownicy TVN. Wypowiadają się nie tylko na łamach prasy, ale i przed komisją, która od wielu dni zbiera informacje na temat molestowania i mobbingu w stacji.
Podczas gdy prawnik Durczoka zapowiedział pozwy, tematem ofiar dziennikarza zajął się też Newsweek. Poza opisami dziennikarza jako "bożyszcza", "ikony" i "symbolu sukcesu" znalazło się też kilka wypowiedzi szeregowych pracowników. I napiszmy wprost: czyta się to okropnie. Robi się przykro, szczerze żal tych ludzi, że musieli żyć przez lata w takim stresie. Jeżeli Durczok pozwie Wprost, ale nie odniesie się do zarzutów Newsweeka, wszystko stanie się niestety jasne.
"Fakty" to bardzo specyficzne miejsce - mówi jeden z pracowników. Panuje przekonanie, że to najlepszy serwis informacyjny w Polsce. Top, o jakim może marzyć każdy dziennikarz. Niebo na ziemi. A w niebie wiadomo - bóg jest tylko jeden. Żeby z nim porozmawiać, trzeba było najpierw pójść do zastępcy i spytać, czy można wejść, jaki ma humor. Potrafił wpaść w szał, jeśli dostał przed emisją długopis innego koloru, niż sobie życzył. Pycha posunięta do granic absurdu. Wszystko kręciło się wokół jego kaprysów i humorów. Czołgał ludzi, upokarzał. Czy molestował - nie wiem.
Podczas gdy widzowie kojarzą jedynie "upierdolony stół", w firmie wszystko kojarzą wspomniany długopis Durczoka. Był on podobno narzędziem do dręczenia kolejnych podwładnych.
Kamil ma taki nawyk, że zawsze przed programem musi mieć swój długopis - wspomniała poniżana pracownica. Wiadomo było, że trzeba mu go podać. Przynosiłam, a on demonstracyjnie się odwracał, ignorował mnie i głośno pytał: "Czy ktoś przyniesie mi długopis?". Wszyscy się śmiali, uważali, że to doskonały dowcip.
Inny dziennikarz dodaje: Na początku Faktów lecą tak zwane heady, zapowiedzi materiałów, najlepsze zdjęcia i tekst, który o nich opowiada. To jednak bardzo subiektywne, co jest najlepsze. Biedna dziewczyna od headów nigdy nie mogła być pewna, co tym razem się spodoba Kamilowi. Rzucał kartkami, wyzywał od debili. Robił, co chciał. Był przekonany, że jest lepszy, mądrzejszy, że wszystko mu wolno. Politycznego reportera przeniósł do robienia materiałów o tym, czy ludzie jeżdżą w zapiętych pasach.
Newsweek dodaje, że komisja TVN-u zebrała już mnóstwo relacji pracowników na temat mobbingu i upiornej atmosfery w stacji:
Od dwóch tygodni w TVN działa komisja, która ma wyjaśnić przypadki molestowania w stacji. Podobno ludzie sami się do niej zgłaszają. Działają bardzo dyskretnie. Z częścią ludzi spotykają się poza stacją. Wiedzą już bardzo dużo o mobbingu. I to będzie chyba główny wniosek z jej raportów, że Durczok poniżał ludzi. Dziennikarze TVN prognozują: zapewne się go pozbędą. Wpuścił stację w najpoważniejszy kryzys od wielu lat.
Rzeczywiście, Fakty TVN już chyba zawsze będą się kojarzyć z poniżanymi, zastraszanymi pracownikami. Czy ciężka praca i człowiek nie mają w polskich mediach żadnej wartości? Aż trudno uwierzyć, że TVN kazał swoim stażystom dopłacać sobie (!) po 2 tysiące złotych miesięcznie za możliwość pracy w takich warunkach. "Upierdolony stół", z którego 6 lat temu śmiała się cała Polska, stał się teraz symbolem mobbingu. Czy TVN-owi uda się go wreszcie wyczyścić?