Oskarżenia pracowników Faktów wobec szefa, który, jak ujawnili, stosował wobec nich mobbing, poniżał ich i upokarzał, obnażyły bezsilność mediów w takich sprawach. Większość znanych dziennikarzy nadal milczy i udaje, że nie ma tematu. Najsłynniejszą deklarację "solidarności" złożył publicznie były prowadzący Big Brothera, a obecnie Szkła kontaktowego, Grzegorz Miecugow. Widzowi pytającemu, dlaczego nie mówi "całej prawdy całą dobę", odpowiedział krótko: "Ma pan kolegów?"
Przypomnijmy jedyny moment po wybuchu afery, w którym nazwisko "Durczok" zostało wypowiedziane na antenie TVN: Widzowie TVN 24: "Dlaczego nic nie mówicie o Durczoku?" Miecugow: "MA PAN KOLEGÓW?"
W TVN-ie owołano na szczęście komisję, ale, jak ujawnia jeden z pracowników, pierwszą reakcją kierownictwa było nie zajęcie się problemem lecz... szukanie tego, kto ujawnił mediom wstydliwe szczegóły.
Klimat w zespole Faktów jest fatalny - potwierdza w rozmowie z Faktem pracownik stacji. Ludzie, zamiast pracować, wzywani są na kolejne zebrania, a po wycieku e-maila Durczoka kierownictwo szuka w redakcji kreta. Zwiększono rygory bezpieczeństwa.
Czyli najważniejsze jest to, by wszystko pozostało "w rodzinie"?
Przesłuchano już kilkadziesiąt osób - dodaje informator tabloidu. Komisja nie znalazła dowodów na to, że Durczok molestował swoje pracownice. Ale w zeznaniach przewija się mocno wątek mobbingu i kontrowersyjnych metod prowadzenia zespołu.
Agencja PR-owa, wynajęta przez żonę dziennikarza, konsekwentnie pilnuje, by nie udzielał on żadnych komentarzy.
Pan Kamil nie chce komentować żadnych spraw związanych ze stacją TVN - informuje Monika Janowska-Mleczko.
Przypomnijmy, że bohater artykułów Wprost stwierdził nawet, że przeczytał je dopiero po wyjściu ze szpitala. Wierzycie mu?