Po publikacji we Wprost artykułów o mobbingu w telewizji i "ciemnej stronie Kamila Durczoka", szef Faktów postanowił walczyć z tygodnikiem. Wyciągnął najcięższą artylerię, zatrudniając jednego z najlepszych prawników w Polsce i agencję PR-ową. Zapowiedział już pozwy.
To na pewno nie poprawi samopoczucia kobiet, które w mediach oraz przed komisją TVN-u opowiadają o tym, co przeżyły. W nowym numerze Wprost kobiety bierze w obronę Ewa Wanat, była szefowa radia TOK FM. To ważny głos, Wanat jest bowiem pierwszą znaną dziennikarką, która przyznała się publicznie do bycia molestowaną. W 2006 roku napisała głośny artykuł, w którym wyznała, że była wykorzystana przez swojego przyszywanego dziadka. Zna więc dokładnie problemy, z którymi zmagają się ofiary molestowania i mobbingu. Wanat wyjaśnia, dlaczego aż tak trudno jest im mówić publicznie o tym, co przeżyły. Apeluje, żeby nie zostawić ich teraz samych, bo boją się i czują, że mają przeciwko sobie prawników, wpływy, znajomości i pieniądze byłego szefa, a na dodatek firmę PR-ową. Z jej słów wynika, że nie ma żadnych wątpliwości, że pracownice Durczoka są ofiarami mobbingu.
Wanat przyznała w tym samym wywiadzie, że przeraził ją brak reakcji jej wpływowych kolegów. Przypomnijmy: Ewa Wanat o Durczoku: "WSZYSCY OD RAZU WIEDZIELI, o kogo chodzi!"
Jej słowa z jakichś powodów nie są cytowane w mediach, nawet przez Gazetę Wyborczą, mimo że Wanat jest bardzo wpływową dziennikarką i przez 10 lat była naczelną należącego do Agory radia TOK FM. Jak myślicie, dlaczego?
_- Trudno jest publicznie oskarżyć kogoś o molestowanie?_
- Bardzo. Najtrudniejsze jest wystawienie się na publiczny osąd i mechanizm przerzucania winy na ofiarę. Nawet jeśli później otoczenie nas wspiera, bardzo się boimy.
_- Czego najbardziej?_
- Oskarżeń, że same byłyśmy sobie winne. Pamiętam, co sama przeżywałam, gdy osiem lat temu opowiedziałam "Gazecie Wyborczej" o tym, jak byłam molestowana przez przyszywanego dziadka. Dlatego w ogóle sie nie dziwię bohaterce waszego tekstu, że nie wystąpiła pod nazwiskiem. Powiem więcej: zdziwię się, jak ktoś zechce opowiedzieć pod nazwiskiem.
_- Pani się zdecydowała._
- Po wielu latach. Miałam już za sobą terapię, w trakcie której doszłam do wniosku, że swojej traumie muszę nadać sens, zyskać poczucie, że tamte wydarzenia nie poszły na marne. Że może w ten sposób komuś pomogę.
_- Myśli się wtedy o zemście na oprawcy?_
- Zemsta to okropne słowo, bardzo negatywne. Tak naprawdę chodzi o przerwanie zła, które ktoś kiedyś nam zrobił, a my do dziś nie mieliśmy odwagi tego przerwać. Dopóki molestowanie nie wychodzi na jaw, sprawca pozostaje zwycięzcą, ma nad nami przewagę i kontrolę. Natomiast kiedy zaczynamy mówić, symbolicznie odbieramy mu władzę nad nami, choć przerwanie milczenia boli.
_- W pani przypadku co było najgorsze?_
- Czekanie na artykuł. niby już się wszystko powiedziało, niby podjęło decyzję, a jednak jest to potworny stres. Dzień przed publikacją, kiedy tekst był już w drukarni, miałam wyjęty z życiorysu. Całą noc nie mogłam spać, rano bałam się włączyć komputer, wyjść na ulicę, kupić gazetę. To było paraliżujące. A przecież i tak miałam dużo łatwiej niż bohaterki waszych tekstów. Człowiek, który mnie molestował, już nie żyje. One zadarły z kimś, kto ma władzę, wpływy, przyjaciół, pieniądze, z tego, co wiem, wynajął teraz najlepszego prawnika w Polsce. Tym bardziej te dziewczyny nie mogą zostać same. Kobieta, która opowiedziała wam swą historię, ma ewidentnie syndrom głębokiej traumy, która odkładała się u niej stopniowo. Czasem paradoksalnie łatwiej jest przepracować jedno mocne, dramatyczne doświadczenie, które łatwo zidentyfikować. Tymczasem długotrwałe molestowanie i mobbing są trudniej uchwytne, bo odkładają się w psychice kropla po kropli, każdego dnia. Gorycz, cierpienie, poczucie osamotnienia i niesprawiedliwości narastają stopniowo, prawie niezauważalnie.