Po publikacjach tygodnika Wprost, obnażających kulisy pracy w Faktach, wiele osób z show biznesu ujawniło, że też doświadczyło w życiu, jak to delikatnie ujęła komisja, "niewłaściwego zachowania". Maryla Rodowicz wspominała, jak pewien ważny komunista obmacywał ją w samochodzie przez całą drogę do Opola. Maryli jednak się to podobało. Przyznała nawet, że... zgadzała się na "niemoralne propozycje".
Czy doznałam mobbingu i molestowania w pracy? Tak. Różni ludzie w show biznesie próbowali mnie wykorzystać. Ale raczej byłam zadowolona, że się podobam. Były niemoralne propozycje. Czy korzystałam? Różnie z tym bywało - wyznała.
Jest to swoją drogą jedna z najjważniejszych i najbardziej przemilczanych wypowiedzi ostatnich miesięcy. Maryla Rodowicz, jedna z największych polskich gwiazd, przyznała się właściwie, że zrobiła karierę, dając się obmacywać wpływowym komunistom. Nikt z jej znajomych na razie tego nie skomentował. Gratulujemy.
Z kolei Urszula Sipińska ujawniła, że ktoś wysoko postawiony w TVP próbował wiele lat temu zgwałcić ją w swoim gabinecie. Zobacz: Dyrektor TVP CHCIAŁ ZGWAŁCIĆ Urszulę Sipińską! "Czułam się upodlona, brudna, winna!"
Ewa Kasprzyk ujawniła, że proponowanie pracy za seks jest w show biznesie powszechnym zjawiskiem: "Czy ktoś chciał się ze mną przespać za rolę? Bardzo wielu!"
Beata Tyszkiewicz jest zaś zupełnie innego zdania. Twierdzi, że w czasie całej swoje kariery nigdy się z tym nie spotkała.
Jestem zwyczajną aktorką, która grała w różnych serialach czy w filmach. Dosyć dużo się tego nazbierało. I małe role, i epizody, i główne role. No i co? Przecież to jest tylko normalny zawód! - mówi w Fakcie. To wszystko zależy od pewnego szczęścia, od pewnego czasu to nie zależy od samych aktorów. Proszę mi wierzyć! Ja miałam takie szczęście, że palcem nie kiwnęłam w życiu, żeby zagrać jakąś rolę. Palcem nie kiwnęłam! Nawet agenta nie mam i nie miałam.
Aktorka u szczytu popularności otrzymywała także propozycje z zagranicy, głównie z Francji. Tam, jak ujawnia z tabloidzie, panowały inne zwyczaje.
We Francji trzeba mieć agenta, bo tam jest taka konstrukcja, że jeszcze trzy osoby po drodze muszą żyć z aktora. I oni tego bardzo pilnują - mówi Tyszkiewicz. Musi być doktor, który wyda oświadczenie, że aktor jest zdrowy i nadaje się do filmu. Byłam na takim badaniu, jak miałam grać w filmie Leloucha czy de Broki, i pan doktor zbadał mi serce słuchawką przez ubranie. Więc umówmy się, że to jest tak na niby.
_
_