Policja nadal prowadzi śledztwo w sprawie "białego proszku", znalezionego w mieszkaniu, wynajmowanym przez Elżbietę Wycech, z którego wybiegł Kamil Durczok. Był tam przynajmniej raz, tego dnia, gdy właściciel przyjechał po zaległy czynsz. Twierdzi, że doszło do szarpaniny z dziennikarzem, którego spisała potem policja. To dlatego dziennikarze Wprost zdobyli niepodważalny dowód, że w mieszkaniu przebywał gwiazdor TVN.
Ponieważ śledczy ustalili już, że znaleziony tam "biały proszek" to kokaina i amfetamina, zwrócili się do Durczoka i Elżbiety Wycech o pobranie próbek DNA. I tu się pojawił problem, bo... oboje odmówili.
W ramach prowadzonego postępowania zwróciliśmy się do Kamila Durczoka o pobranie próbek DNA. Chodzi o ustalenie, skąd wzięły się ślady narkotyków, na które natrafili policjanci w połowie lutego w jednym z warszawskich mieszkań. W mieszkaniu tym przebywał Kamil Durczok. Dziennikarz, poprzez swojego pełnomocnika mecenasa Jacka Dubois, odmówił nam takich badań - ujawnia w Super Expressie szef mokotowskiej prokuratury Paweł Wierzchołowski. To jednak nie kończy sprawy, bowiem zleciliśmy policji, żeby takie badanie w ramach dochodzenia jednak przeprowadziła.
Na pobranie próbki nie zgodziła się także koleżanka Durczoka. Dlaczego odmówili? Ekspert tabloidu, karnista prof. Piotr Kruszyński zastanawia się, czy w ogóle mieli do tego prawo.
Policja może pobrać krew lub wymaz z jamy ustnej od osoby podejrzewanej, że ma związek ze sprawą. Taka osoba nie musi mieć postawionych zarzutów - komentuje specjalista.
Przypomnijmy, że za posiadanie narkotyków grozi w Polsce do 3 lat więzienia. Adwokat Durczoka nie komentuje sprawy. Jak ujawnia Super Express, wczoraj redakcja cały dzień próbowała bezskutecznie się z nim skontaktować.
Agencja PR powinna poradzić Kamilowi Durczokowi, żeby poddał się badaniom na obecność narkotyków. W końcu żeby udowodnić swoją niewinność zgodził się już na badanie wykrywaczem kłamstw. Kamil mógłby w ten sposób udowodnić, że kokaina i amfetamina nie należały do niego.