W ciągu zaledwie kilku lat media społecznościowe stały się nie tylko jednym z najważniejszych narzędzi komunikacji, ale też kluczowym elementem gospodarki i polityki. Okazuje się, rządy krajów, a zwłaszcza Rosji doskonale sobie z tego zdają sprawę. Doskonale wiedzą też, jak internetowy "trolling" i mowę nienawiści przekładać na nowe formy walki politycznej.
Ostatnio rosyjski profesjonalny blogger, Marat Burkhard, ujawnił mediom, że pracował w "fabryce trolli", która prowadziła na Twitterze i Facebooku pro-putinowską propagandę. Armia zawodowych internetowych trolli zalewa codziennie internet tysiącami komentarzy z fałszywych kont.
Były rosyjski "troll" ujawnia, że pracował na wycieńczających 12-godzinnych zmianach i zarabiał w przeliczeniu około 2800 złotych miesięcznie. Pracownicy mieli zakaz zaprzyjaźniania się ze sobą czy nawet odzywania się do innych.
Burkhard zdradził w wywiadzie dla Radia Wolna Europa, że firma ma siedzibę w nowoczesnym budynku w centrum Petersburga i działa przez całą dobę. Pracownicy łączą się w 3-osobowe zespoły, które mają za zadanie wspólnie uczestniczyć w sterowanych dyskusjach.
Jeden z nas był "tym złym", który nie zgadza się ze wszystkimi i krytykuje władzę. Dzięki temu tworzyliśmy poczucie autentyczności w naszych wypowiedziach. Pozostała dwójka wchodziła w dyskusję: "Nie, nie masz racji. Wszystko jest zupełnie w porządku." Tworzyliśmy iluzję prawdziwej aktywności na forach.
Internauta zdradził też, że zespoły dostawały zadanie tworzenia zmyślonych newsów i wirusowego rozprzestrzeniania ich po sieci. Często otrzymywały zestawy ok. 5 słów kluczowych, które miały zawierać ich wypowiedzi. Za ich brak pracowników spotykały ciężkie sankcje ze strony przełożonych.
Jedną z takich wykreowanych wiadomości była afera obyczajowa w Indiach. Kiedy Barack Obama udał się tam z wizytą, w sieci pojawiła się informacja, że wypluł gumę do żucia na ziemię.
Musieliśmy napisać po 135 komentarzy na ten temat, używając mocnych sformułowań - wspomina Burkhard. Mogliśmy pisać cokolwiek chcieliśmy, byle używać wielokrotnie słowa "Obama", a potem zalać to falą wulgaryzmów.
Inną sfingowaną informacją rozpuszczaną w sieci było rzekome poparcie większości Niemców dla Putina i jego polityki oraz krytykowanie Merkel. "Trolle Putina" pracują nie tylko na rosyjskich stronach społecznościowych, zajmują się także propagandą w innych krajach.
Po dwóch latach pracy w "fabryce" Burkhard postanowił rzucić pracę i poinformować świat o polityce Putina. Porównał ją z pracą Ministerstwa Prawdy z powieści 1984 George'a Orwella:
Uznałem, że nie mogę zaangażować się w tak absurdalną pracę - wyjaśnia. Na dłuższą metę to nie miało sensu. Pracowałem w Ministerstwie Prawdy, czyli Ministerstwie Kłamstwa.