Mateusz "Sygnet" Damięcki wciąż chałturzy. Po naszych publikacjach zmieniło się tylko tyle, że ze wstydu przestał zabierać ze sobą z domu swój pierścień. Reszta repertuaru jednak się nie zmieniła - dalej przeklina przy dzieciach, opowiada kawały o lizaniu się po jajach i historie o "robieniu laski".
Jego występy źle wspominają nie tylko uczniowie, którzy nudzą się niemiłosiernie siedząc przez 45 minut na podłodze w sali gimnastycznej. Jak najgorszą opinię o Mateuszu mają też ich nauczyciele.
Skontaktowaliśmy się z nauczycielką, która była z klasą na jednym z ostatnich "występów" aktora. Oto jak go wspomina:
Już jak go zobaczyłam, byłam zniesmaczona. Jakiś taki niedomyty w nieświeżych ciuchach, jakby przyszedł w nich prosto z imprezy.
Ale szczyt żenady osiągnął, opowiadając, jak to na planie "Przedwiośnia" musiał się wczuwać, kiedy bohaterka "robiła mu laskę", a on jeszcze młody i niewinny nie potrafił dobrze tego oddać - kontynuuje pani pedagog. Młodzież z nerwowymi uśmiechami zacząła się oglądać na reakcję nauczycieli. Po kolejnych paru podobnych tekstach wyszłam. Reakcje uczniów były jednoznaczne: "No debil, ale chociaż lekcji nie było."