Paulina Młynarska w mediach promuje się zdecydowanie rzadziej niż jej siostra Agata. Ostatnio jedną z głośniejszych wypowiedzi dziennikarki było wyznanie, że ona również padła ofiarą molestowania w pracy. Przypomnijmy: Młynarska: "Też byłam molestowana w pracy!"
Paulina Młynarska nie ma za sobą prostego życia i kariery. Mężatką była aż czterokrotnie i, jak stwierdziła niedawno, niemal za każdym razem jej wybrankami okazywali się alkoholicy. O współuzależnieniu opowiada w nowym wywiadzie w Gazecie Wyborczej. Opisała też terapię, która pomogła jej wrócić do normalnego życia:
To przed terapią jesteśmy w kawałkach. Mamy lęk tam, gdzie akurat powinno być bezpieczeństwo, samotność tam, gdzie jest miejsce na związek, genitalia zamiast serca i oczy w dupie. Tak się nie da żyć - wyjaśnia. Na terapię idziemy to poukładać, jak należy. Przestajemy reagować, zaczynamy świadomie działać. Przestajemy manipulować, zaczynamy nazywać rzeczy po imieniu. Przestajemy kłamać, zaczynamy mówić, jak jest.
Dziennikarka ma świadomość tego, że terapia nie jest dla wszystkich. Na swojej drodze spotkała ludzi, którzy już po pierwszym spotkaniu wiedzieli, że leczenie im nie pomoże. Wyznaje jednak, że w jej przypadku terapia okazała się zbawienna:
Są tacy, którzy parę razy poszli na sesję i już wiedzą, że to jedna wielka ściema i zawracanie głowy. No cóż, nie będę ich przekonywać, że jest inaczej, ponieważ właśnie tak się składa, że po terapii nie zajmuję się już naprawianiem innych. Nie zamierzam też przekonywać ciebie. Mogę tylko powiedzieć, że mnie terapia wyszła o tyle na dobre, że ocaliła mi życie.
Wywiad Młynarskiej to początek promocji jej książki pod tytułem Poradnik-odradnik, w którym rozlicza się ze swoich przeżyć, w tym nieudanych związków i terapii. Wyznaje, że czuje się teraz bardzo szczęśliwa:
Ja po prostu wydałam sobie dekret o tym, że jestem szczęśliwa. Kiedy czasem o tym zapominam, idę w góry i po drodze wyliczam sobie w myślach wszystko, co mam. Wtedy się okazuje, że jestem totalną szczęściarą! Mieszkam w Europie, a nie np. w Iraku, moja córka jest zdrowa, ja jestem zdrowa, mam ciepły dom i ciepłą wodę w kranie, mam stałą pracę, przyjaciół, nie mam długów itd. Mam tyle, że mogłabym wyliczać do wieczora, a i tak bym wszystkiego nie wymieniła.
(...) To nie jest miłe, kiedy do nas dociera, że niestety, sorry, ale nikt ani nic nas permanentnie nie uszczęśliwi. Ani kasa, ani miłość, ani seks, ani praca, ani podróże, ani nawet rodzicielstwo. Ponieważ w każdym z tych obszarów, prędzej czy później, pojawi się frustracja, niezadowolenie, zmęczenie, złość albo jakiś inny czort. I co? Nagle to, co miało nam gwarantować szczęście, nie spełnia już naszych oczekiwań? Dramat! Katastrofa! Ja tak miałam. Aż się nauczyłam, że mogę chwilowo czuć się bardzo smutna, zraniona, obolała, obrażona, ale na głębszym poziomie jestem jednak szczęśliwym człowiekiem.
(...) Ja na razie nie widzę siebie zmierzającej w kierunku starości. W życiu nie miałam takiego powodzenia u mężczyzn, ale też nigdy tak się sobie nie podobałam. Poza tym im jestem starsza, tym mam pełniejsze, fajniejsze życie, więc po prostu cieszę się nim. Niczego nie analizuję, niczego nie próbuję kontrolować i na razie nie snuję żadnych planów. Jestem bardzo szczęśliwa. I nie boję się tego mówić głośno. Nie boję się, że zapeszę.