Edyta Górniak nie miała jakoś szczęścia do menedżerów. Przez wiele lat karierą kierował jej mąż. Jak potem wyznała w wywiadzie, nie do końca była zadowolona z tego, jak wywiązywał się ze swoich obowiązków. W rozmowie z Vivą ujawniła, że zamknął ją w złotej klatce i "bił słownie". Przypomnijmy: "Darek ZABRAŁ MI DOWÓD, bił mnie słownie! CZY TO JEST ŻYCIE?!"
Potem karierą Edzi chciał zająć się Rinke Rooyens, były chłopak Kayah. Kilka tygodni współpracy skończyło się jego ucieczką do buddyjskiego klasztoru, gdzie próbował ukoić skołatane nerwy za pomocą medytacji. Jako kolejna wyzwanie podjęła Maja Sablewska. Edyta zwolniła ją przez Internet. Zobacz: Dowiedziała się o zwolnieniu z... internetu!
Od tamtej Edyta pory sama zajmuje się swoją karierą. Ze zmiennym szczęściem.
Jak ujawnia tygodnik Gwiazdy przez brak menedżera piosenkarce przechodzi koło nosa sporo pieniędzy.
Dawno nie pojawiła się w żadnej reklamie, chociaż jest jedną z najpopularniejszych polskich artystek - komentuje osoba z branży. Kilka marek chciało się z nią skontaktować, tylko nie wiedziało, jak. Parę intratnych kontraktów przeszło jej koło nosa.
Za to w negocjacjach dotyczących koncertów stała się ponoć prawdziwą ekspertką.
W rozmowach na temat warunków i stawek koncertów Edyta czuje się jak ryba w wodzie - ujawnia informator tabloidu. Korzysta jedynie z porad prawników. Potrafi być nieprzejednana, bo wie, że to jej jedyne źródło dochodów.
Ma rację. Egzotyczne wakacje muszą sporo kosztować.