Elżbieta Wycech, która od lat ze zmiennym szczęściem próbuje przebić się w show biznesie, pechowo dla siebie znalazła się w samym środku skandalu, którego bohaterem jest Kamil Durczok. O wszystkim zadecydował przypadek. Elżbieta zamieszkiwała wynajmowany od biznesmena Zbigniewa Tomczaka apartament na warszawskim Mokotowie. Jak twierdzi właściciel mieszkania, od miesięcy zalegała z czynszem. Dlatego wybrał się do niej osobiście. Ponieważ jednak wybrała się akurat na spacer z psem, biznesmen zastał w mieszkaniu tylko... zakapturzonego Durczoka, który próbował uciekać. Na schodach dziennikarza TVN spisała policja.
W mieszkaniu znaleziono gadżety erotyczne, twardą pornografię i torebki z białym proszkiem, zidentyfikowanym jako kokaina i amfetamina. I pomyśleć, że nic by się nie wydało, gdyby tylko Elżbieta płaciła na czas.
Początkowo zarówno Durczok jak i jego znajoma odmówili poddania się badaniom DNA. Okazało się jednak, że nie mają takiego prawa. Obydwoje zapewniają, że nie mają nic wspólnego ze znalezionymi w mieszkaniu narkotykami. Jednak, jak informuje Fakt, Elżbieta Wycech postanowiła na wszelki wypadek wyjechać z kraju.
Czas pożegnać się z Polską. Wyjeżdżam. Pakuję psa do walizki i znikam - napisała w sieci. Mam dość tego gnoju, który przez ostatnie kilka miesięcy skutecznie niszczył mi życie. Szkoda znajomych tylko.
Za posiadanie narkotyków grozi w Polsce do 3 lat więzienia