Mimo że wyrok świdnickiego sądu uprawomocnił się 3 tygodnie temu, "opiekunka" zmarłej Violetty Villas nie zamierza się nim przejmować. Orzeczenie sądu zakończyło trwające ponad 2 lata postępowanie w sprawie okoliczności podpisania przez gwiazdę testamentu na korzyść Elżbiety B. Sędzia ostatecznie przychylił się do opinii ekspertów, którzy stwierdzili, że zmanipulowana i rozpita przez "opiekunkę" gwiazda nie była świadoma tego, co robi.
Elżbieta B. jest oczywiście innego zdania i nie planuje zastosować się do wyroku sądu.
Nie oddam kluczy, bo nie mam gdzie mieszkać - wyjaśnia w rozmowie z Faktem. Dom został zapisany na mnie, bo pani Violetta bardzo mnie kochała. Nie rozumiem, czemu teraz robi się z niej osobę niepoczytalną? Jak pan Gospodarek zapłaci mi zadośćuczynienie za 30 lat opieki nad jego matką, to wtedy możemy rozmawiać. Jakoś nie pamiętam, by przysyłał mamie pieniądze.
Jak przypomina tabloid, w piątek sąd skazał Elżbietę B. na 10 miesięcy więzienia za nieudzielenie pomocy umierającej gwieździe. Wygląda więc na to, że sprawa jej miejsca zamieszkania wkrótce sama się rozwiąże.
W międzyczasie jednak "opiekunka" zdążyła ogołocić dom w Lewinie Kłodzkim ze wszystkich pamiątek. Krzysztof Gospodarek, który w zeszłym tygodniu w asyście policji wszedł po raz pierwszy od procesu do domu matki, zastał zerwane plomby i splądrowane pomieszczenia.
Nie było jej w domu Violetty od miesięcy - ujawnia sąsiad i szwagier zmarłej gwiazdy, Jan Mulawa. Przyszła raz kilka tygodni temu. Wyniosła z domu jakieś rzeczy w reklamówkach.