Po publikacji we Wprost serii artykułów o przypadkach molestowania seksualnego i mobbingu w stacji TVN, sprawą zainteresowała się Państwowa Inspekcja Pracy. Podczas gdy stacja powołała własną komisję, którą kierowała szefowa działu personalnego TVN-u, a później pojawiła się także prokuratura, instytucja prowadziła własne dochodzenie.
Radio ZET informuje, że kontrola PIP w TVN-ie właśnie dobiegła końca. Po długim dochodzeniu, które trwało od lutego, inspektorzy doszli do wniosku, że... w stacji nie doszło do żadnego łamania praw pracowniczych, w tym mobbingu i molestowania seksualnego. Dzisiaj został podpisany protokół zamykający kontrolę. A więc wszystko gra. Ciekawe więc, dlaczego po wewnętrznym dochodzeniu TVN ze stacji odszedł natychmiast Kamil Durczok.
Zbadaliśmy dokumenty firmy, wewnętrzne procedury, podejmowane działania i szkolenia pracowników. Nie stwierdziliśmy naruszenia praw pracowników - stacja cytuje Marię Kacprzak-Rawę, rzeczniczkę prasową Okręgowej Inspekcji Pracy.
Przypomnijmy, jakiego kalibru zarzuty postawiono stacji TVN i Kamilowi Durczokowi, którego źródła Wprost i Newsweeka wskazały jako "znanego dziennikarza" dręczącego podwładne. Zachowująca anonimowość "znana dziennikarka" wyznała w pierwszym artykule na łamach Wprost:
Moje kłopoty z nim zaczęły się od tego, jak powiedziałam mu "nie". Któregoś dnia podszedł do mnie z tekstem: "Widzę, że nie masz majtek pod dżinsami. Jedziemy do mnie?". Rzucił też, niby w żartach: "Oprzesz się, suko, o ścianę, a ja wejdę od tyłu". Byłam tak zawstydzona, że mnie sparaliżowało.
Poszłam z tym do szefostwa. Wysłuchali, ale nic nie zrobili. Usłyszałam: jesteś dorosła, zrób z tym, co chcesz. Zrozumiałam, że nagłośnienie sprawy zostanie odebrane jako nielojalność wobec firmy. Dla szefostwa stacji stałam się gorącym kartoflem.
Mój oprawca robi karierę. Przeprowadza wywiady z najważniejszymi osobami w Polsce, ciągle kieruje dużym zespołem telewizyjnym. Ja odeszłam ze stacji. Chcę zapomnieć o sprawie. (...) Wiem, że inne dziennikarki miały z nim podobne przejścia. Niektóre robią dziś zaskakujące kariery.
Kiedy tygodnik ujawnił, że chodzi o Kamila Durczoka (zobacz: "Wprost": "Molestowania i mobbingu dopuszczał się Kamil Durczok") do redakcji zaczęły zgłaszać się podobno kolejne kobiety, które opowiadały równie przykre i smutne historie (zobacz: "Zgłaszają się do nas kolejne poszkodowane. Niektóre SĄ ZASTRASZONE"). Dochodzenie PIP nie natrafiło jednak na ślady niczego niepokojącego.
Ostatnio na antenie Radia ZET minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk zasugerował, że przyczyną takich wyników pracy organów państwowych jest przestarzałe prawo, w którym definicje mobbingu i molestowania w pracy są na tyle nieprecyzyjne, że łatwo się od nich wykręcić. Przypomnijmy: Minister Grabarczyk o molestowaniu w TVN-ie: "Prawo musi nadążać za życiem"
Przypomnijmy, że prawnik Kamila Durczoka wciąż nie skomentował w żaden sposób tego artykułu w Newsweeku Tomasza Lisa: Pracownik o Durczoku: "Pycha posunięta do granic absurdu! CZOŁGAŁ LUDZI, UPOKARZAŁ"
Czy pozostawiłby to bez komentarza, gdyby Newsweek napisał nieprawdę? Newsweeka i Tomasza Lisa trudno posądzać o współpracę z Wprost. Naczelny Newsweeka i wydawca Wprost szczerze się przecież nie cierpią. Opublikowane przez nich wyznania pracowników TVN są jednak zaskakująco podobne.