Wątek psychicznego znęcania się nad pracownikami Faktów, o którym donosiły Wprost i Newsweek, nie zainteresował wprawdzie prokuratury, która odmówiła wszczęcia w tej sprawie postępowania, za to śledztwo w sprawie torebek z białym proszkiem nadal trwa. Zostały one znalezione w apartamencie na warszawskim Mokotowie, z którego 16 stycznia wybiegł zakapturzony Kamil Durczok. Na klatce schodowej wpadł na właściciela i policjantów, dzięki czemu jest dowód na to, że przebywał w mieszkaniu.
Ekspertyza zidentyfikowała znaleziony w nim biały proszek jako amfetaminę i kokainę. Kamil Durczok i lokatorka mieszkania, Elżbieta Wycech, złożyli już w tej sprawie zeznania i oddali próbki DNA. Jednak w śledztwie pojawiły się nowe fakty.
Otrzymaliśmy opinię dotyczącą śladów palców znalezionych na narkotykach. Dla dobra śledztwa nie chcemy podawać jej na razie do wiadomości publicznej. Tym bardziej że Kamil D., jak i inne osoby zostanie przesłuchany jeszcze w roli świadka - tłumaczy w rozmowie z Faktem Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Afera narkotykowa to już ostatni z prawnych problemów Kamila.
Państwowa Inspekcja Pracy nie stwierdziła w TVN łamania praw pracowniczych - przypomina tabloid. I to wszystko mimo ustaleń komisji, powołanej przez władze telewizji, która ustalił, że w TVN istotnie dochodziło do "niepożądanych zachowań, włącznie z mobbingiem i molestowaniem seksualnym".
Podobne sprawy są od lat były i są zamiatane pod dywan. Gdyby nie seria artykułów Wprost ludzie tacy jak Grzegorz Miecugow nadal chroniliby swojego kolegę i udawali, że w firmie nic się nie dzieje.