Joanna Liszowska uchodziła za jedną z najbardziej lubianych polskich aktorek. Do czasu gdy wsiadła pijana za kierownicę o 10 rano i staranowała dwa auta. Na szczęście obyło się bez ofiar. Strach pomyśleć, jak by się to skończyło, gdyby na jej drodze stanęło na przykład dziecko idące do szkoły. Aktorka jeżdziła pijana 1 września, w dniu rozpoczęcia roku szkolnego.
Jej dalsze losy w serialu Przyjaciółki stanęły pod znakiem zapytania. Producenci nabrali wątpliwości, czy warto dalej zatrudniać aktorkę z taką opinią. Osobę, która miała duże szczęście, że nie została drugim Dariuszem K..
Początkowo Liszowska próbowała udawać, że nic się nie stało. Udawała też Katarzyna Skrzynecka, przekonując, że "90% z nas" jeździło "setki razy" po pijaku. Miała chyba na myśli swoich znajomych. Ciekawe, czy mówiłaby to samo, gdyby Joanna staranowała samochód, w którym byłoby jej dziecko.
Kiedy Joannę pominięto w kampanii firmy Avon, do której zatrudniono 3 pozostałe "przyjaciółki", zrozumiała, że wizerunku nie da się tak łatwo "ocieplić". Jak ujawnia Super Express, aktorka tak bardzo zniechęciła się do polskiego show biznesu, że... nie chce mieć z nim już nic wspólnego. Żona milionera sama poprosiła podobno producentów, by uśmiercili jej postać w serialu.
Faktycznie pojawił się pomysł uśmiercenia postaci Patrycji. Joanna chce się wycofać z polskiego show biznesu, kina i teatru, nie chce się już pokazywać - ujawnia osoba z produkcji serialu. Nie może też liczyć na intratne kontrakty reklamowe. Dlatego scenarzyści wzięli pod uwagę taką konieczność.
Jak ujawnia Marta Polaczek z Akson studio, wszystko rozegra się jeszcze przed wakacjami.
To trudny moment dla Patrycji. Trafia do szpitala. Ze względu na szacunek dla naszych widzów nie chcemy jednak zdradzać, jak zakończy się ta seria.
Sama Liszowska na szczęście nie musi już nigdy pracować. I tak do końca życia będzie jeździć najdroższymi samochodami. O ile oczywiście odzyska prawo jazdy i znowu nie straci go za jazdę po pijaku.