Justyna Kowalczyk, polska olimpijka i czterokrotna zdobywczyni pucharu świata w biegach narciarskich jest obecnie jedną z naszych najbardziej utalentowanych i utytułowanych zawodniczek. W ostatnim czasie mówiło się o niej głównie w kontekście wyznań na temat poronienia i depresji, które wywołały dużo zainteresowania i kontrowersji. Zobacz: Justyna Kowalczyk: "SKOŃCZYŁA SIĘ MŁODOŚĆ. Nie będę już wesołą i ufną kobietą"
Wszystko wskazuje na to, że bez kontrowersji nie obejdzie się i tym razem. Kowalczyk ogłosiła bowiem właśnie, że od tego sezonu sprint trenować będzie... z norweską drużyną zawodową.
W następnym sezonie w biegach długich będę startować w barwach norweskiej drużyny - napisała w felietonie dla Gazety Wyborczej. Jej szefami są doskonale znani w biegówkowym świecie bracia Aukland. Ja z Norwegami. Chichot losu, prawda?
Powodami decyzji Kowalczyk mają być spory w Polskim Związku Narciarstwa.
Zdecydowałam się na norweski team, bo to gwarantuje profesjonalizm na najwyższym poziomie. Całe życie musieliśmy się wykłócać o prawie każdą rzecz - tłumaczy. Ja bądź trener. Czy to w zaciszu gabinetów czy - gdy już wyjścia nie było - na forum publicznym. Każdą zwyczajną dla moich rywalek potrzebę musiałam tłumaczyć po dziesięć razy. Najczęściej otrzymywałam to, o co prosiłam, ale zbyt długo to trwało i zbyt wiele emocji kosztowało. Ja mogę być pierwszorzędną bałaganiarą, ale bylejakości i tumiwisizmu nienawidzę. No i kolana mam już za bardzo sterane, by ciągle przez kłody skakać.
Jak sądzicie, czy polscy kibice Justyny podejdą do jej decyzji z wyrozumiałością?