To była szalona noc, jak pisały o niej media, czyniąc aluzje do osoby Mela Gibsona, który przez lata swoich wybryków zyskał przydomek "Szalonego Mela". Gwiazdor klasyku _**Mad Max**_ z 1979 roku pojawił się niezapowiedziany w czwartek na premierze _**Mad Max: Na drodze gniewu**_ w Los Angeles i pozował do zdjęć z Tomem Hardym.
Warto wspomnieć, że nowa, czwarta odsłona serii to zarazem jedna z najbardziej pechowych produkcji filmowych ostatnich dziesięcioleci. Film był zapowiadany już ponad dekadę temu, ale wojny, zamachy i inne dziejowe wydarzenia kolejno przekreślały możliwość realizacji projektu. Kiedy film wszedł wreszcie w fazę produkcji napotkał szereg przeszkód finansowych, logistycznych, a nawet klimatycznych. Dość powiedzieć, że zdjęcia z powodu ulewnych deszczy, które zmieniły Namibię z pustyni w dżunglę, trzeba było odsunąć o kolejny rok. Ale w końcu film powstał i to bez Mela Gibsona, którego George Miller (twórca starej trylogii i nowego filmu), pominął w obsadzie. Zamiast niego w Maksa wciela się Tom Hardy (Incepcja, _**Mroczny Rycerz powstaje**_).
Aktor wyznał mediom, że niespodziewane spotkanie z Gibsonem na premierze było dla niego raczej krępujące. Reżyser Pasji wyraźnie postanowił przypomnieć o sobie mediom i w świetle fleszy wielkodusznie namaścić Hardy'ego na swojego następcę. Ponoć życzył mu nawet powodzenia w dalszej karierze zawodowej...