Od kilku tygodni Ewa Minge promuje swoją autobiografię. Książka pod tytułem Życie to bajka trafi na rynek lada dzień, więc projektantka udzieliła kolejnego wywiadu, w którym opowiada o swoich przeżyciach. Tym razem Minge trafiła na okładkę Vivy, którą promuje hasłem "bez tajemnic" oraz... pozowaniem bez stanika.
W opublikowanej rozmowie nie mogło zabraknąć wątku choroby, z jaką Minge boryka się od dłuższego czasu. Projektantka zdradziła, że schorzenie zniekształciło jej rysy twarzy a podrażnienie wątroby powoduje obrzek twarzy i to, że "wygląda jak Mongoł po libacji alkoholowej":
Ja tę chorobę musiałam długo w sobie nosić, ale nie było żadnej diagnozy. Po prostu często bardzo się źle czułam - opowiada. Do badań zmusiła mnie babcia, kiedy zobaczyła, że mam zawroty głowy, cały czas jestem zmęczona i chudnę. Okazało się, że jestem poważnie chora. Dość drastyczna diagnoza i długie leczenie. Dodatkowo z powodu zespołu Gilberta bardzo uciążliwe, bo każdy lek wywoływał uaktywnienie się ataków wątroby. Cały czas biorę leki, ale nauczyłam się z tym żyć. Czasem jednak podrażnienie wątroby powoduje uporczywe wymioty, obrzęk twarzy, podkrążone, zwężone oczy, wyglądam jak Mongoł, po libacji alkoholowej w dodatku.
Minge opowiedziała także o operacjach plastycznych. Na łamach Vivy przyznała się do powiększenia biustu. Twierdzi, że tylko raz wstrzyknęła sobie botoks:
A ja wszędzie i głośno powtarzam, że botoks to nie dla mnie. Raz go zrobiłam i brwi, które i tak mam bardzo wysoko, jeszcze się podniosły - wyjaśnia. Musiałam obciąć grzywkę. No i cierpiałam, bo nie miałam mimiki twarzy. Natomiast jestem za tym, żeby we właściwym momencie zdecydować się na ingerencję skalpelem. Dotąd jednak nie widziałam takiej potrzeby.
Wykarmiłam dwoje dzieci, Oskara przez dwa lata, Gaspara trochę krócej. Wiadomo, że kobieta, która karmi, nie ma potem już piersi jak nastolatka. Skoro więc mogłam je poprawić, zrobiłam to po prostu. Jesteś jednak pierwszą osobą, która mnie o to zapytała. Dotąd pytano mnie tylko o twarz. Ciekawe, że ludzi gównie interesują takie zewnętrzne sprawy, natomiast dużo mniej chcą wiedzieć o przeżyciach innych, o tym, jak radzić sobie ze stratą, jak przeżyć żałobę. A dla mnie to przecież było bardzo ważne.