Jak co roku w dzień po finale Eurowizji nie milkną echa głosowania i niemal w każdym kraju komentowane są oficjalne wyniki konkursu. Od kilku lat organizatorzy starają się zmienić sposób oddawania głosów, by plebiscyt był bardziej sprawiedliwy. Niestety, przy tak dużej liczbie głosujących (w tym roku było to 40 krajów) Eurowizją rządzą sympatie i antypatie narodowe oraz bezpośrednie sąsiedztwo danego kraju. Bardzo ważna jest także opinia jurorów, o czym w ubiegłym roku dotkliwie przekonał się Donatan i jego Słowianki. Oficjalnie zajęli 14. miejsce, lecz w głosowaniu widzów byli na wysokiej, piątej pozycji. Przypomnijmy: Donatan OSKARŻA: "LUDZIE WYBRALI CLEO! Zostali oszukani!"
Okazuje się, że także w tym roku sprawdziła się ta prawidłowość. Głosy jurorów, które w ostatecznym wyniku stanowią połowę rezultatu, były radykalnie inne od preferencji widzów. Gdyby uwzględnić wyłącznie SMS-y i audiotele, Monika Kuszyńska zajęłaby 15. miejsce. Niestety, jej występ znacznie mniej spodobał się jurorom, którzy dali jej tylko 10 punktów. Ostatecznie Kuszyńska zakończyła Eurowizję na 23. miejscu, piątym od końca.
Preferencje widzów układały się też inaczej przypadku trójki finalistów. Gdyby brać pod uwagę wyłącznie głosy z audiotele i nadesłanych SMS-ów, wygrałoby męskie trio Il Volo z Włoch, a zwycięzca, Mans Zelmerlow ze Szwecji, byłby dopiero trzeci.