Beata Tyszkiewicz uchodzi w Polsce za osobę o nienagannych manierach, dobrym smaku i wyrafinowanym guście - prawdziwą damę i arystokratkę. A przynajmniej tak chce być odbierana. Ostatnio jednak na jej wizerunku pojawiły się rysy - najpierw użyła swojego "felietonu" w TeleTygodniu do zaatakowania Ani Guzik i jej rodziny, następnie okazało się, że podobnie jak Damięccy dorabia sobie, chałturząc w liceach i gimnazjach. Okazuje się, że jej "występy" obfitują w zabawne wydarzenia:
Kiedy byłam jeszcze w liceum, moją szkołę też odwiedziła Beata Tyszkiewicz - wspomina nasze źródło. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak opisaliście: obowiązkowa obecność, wykład o manierach i traktowanie nas z wyższością. Najśmieszniejsze było to, że składała autografy na zdjęciach... swojej córki!
Sama je do nas przywiozła i dała każdemu uczniowi. Teraz się z tego śmiejemy, ale wtedy było nam bardzo przykro - myśleliśmy, że przyjedzie do nas prawdziwa gwiazda, i okaże nam trochę uwagi i zainteresowania, a ona obdarowała nas zdjęciami jakiejś blond dziewczyny, której nigdy nie widzieliśmy na oczy.
Czy to już objaw zdziecinnienia? To naprawdę przykre, że starsze pokolenie kobiet reprezentowane jest w mediach przez osoby pokroju Tyszkiewicz i Agnieszki Fitkau-Perepeczko.