Kilka tygodni temu polską opinią publiczną wstrząsnął skandalicznie niski wyrok dla dwóch gwałcicieli-ratowników medycznych ze szpitala w Elblągu. Podczas wyjazdu służbowego jeden z nich brutalnie, dwukrotnie zgwałcił tłumaczkę - w tym w trakcie ataku padaczki, którego doznała - drugi ją molestował. Skazano ich na 2 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat oraz 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Przez cały czas trwania postępowania, ponad półtora roku, wciąż pracowali w szpitalu, jeździli na wezwania i mieli za zadanie ratować ludzkie życie. O sprawie zrobiło się głośno, kiedy napisała o niej oburzona Dorota Wellman. Zobacz: Wellman o gwałcicielach: "Kobiety powinny się czuć POKRZYWDZONE i ZAGROŻONE! DAŁABYM W MORDĘ!"
W nowym Dużym Formacie znalazł się z kolei obszerny reportaż na temat sprawy. Tłumaczka Aleksandra wspomina w nim przebieg wyjazdu - to, że ratownicy pili już w autokarze wiozącym ich na szkolenie do Kaliningradu, i nie przestali aż do późnej nocy. Kiedy spotkanie przeniosło się z hotelowego baru do pokoju, jeden z nich zaproponował jej seks. Kiedy odmówiła, stał się agresywny:
Miał ohydny oddech, przeżarty alkoholem i papierosami. Błagałam, żeby przestał. Zaczął wkładać mi rękę pod biustonosz, na pośladki, w miejsca intymne. Udało mi się wyrwać - wspomina. Uciekłam do swojego pokoju. Za mną poszedł inny ratownik, Mariusz. Sprawiał wrażenie zatroskanego. Pytał, czy nic mi się nie stało. Poprosiłam, by wyszedł. Zamknęłam się w łazience. Powtórzył głośniej, że się o mnie martwi. Gdy wyszłam z łazienki, zobaczyłam, że przekręcił klucz w drzwiach. Rzucił mnie na ziemię i zaczął rozbierać. Mówiłam, że nie mogę, właśnie straciłam dziecko i mam zakaz kontaktów seksualnych. Zaśmiał się, że pewnie dlatego mam taki obwisły brzuch. Brutalnie mnie zgwałcił. Był silny, agresywny, bardzo umięśniony, a ja ważę niecałe 50 kg. Rzucał mną jak lalką na wszystkie strony. Płakałam. Czułam tak ogromny strach, że już nie mogłam oddychać. Ból, którego nie da się opowiedzieć. W tym momencie dostałam krótkiego ataku padaczki, nie byłam w pełni świadoma, on nie przestał. Puścił mnie dopiero, gdy usłyszał głośne pukanie do drzwi. Wybiegłam cała potargana, chyba nawet nie założyłam majtek ani spódnicy. Płakałam, krzyczałam: on mnie zgwałcił.
Na korytarzu spotkała koordynatorkę ratowników z Elbląskiego szpitala, która przyjechała z nimi na szkolenie, Danuta Stanicka. Pocieszała ją, ale później... zaprosiła napastnika do tego samego pokoju, bo chciała "wyjaśnić sytuację".
Chciałam zamknąć drzwi na klucz. Nagle zobaczyłam, że Mariusz znów tam jest. Potem pani Danuta zeznała, że prosiła go, by wrócił, abyśmy sobie wszystko wyjaśnili. Znów rzucił mnie na podłogę. - Zrobię ci maseczkę na twarzy z mojej spermy - krzyknął. Straciłam przytomność, gdy ponownie zaczął mnie gwałcić - opisuje kobieta. Rano obudziłam się w swoim łóżku. Zeszłam na śniadanie. Zobaczyłam zadowoloną panią Danutę, która rozmawiała z moim gwałcicielem. Pytała, czy zmierzam coś z tym zrobić. Pamiętaj, że nie masz świadków, mówiła. Powtarzała, że takie rzeczy się zdarzają i lepiej o tym zapomnieć. Nigdy nie zapomnę spojrzenia pani Danuty. Taki pseudouspokajający uśmiech mówiący: nie lituj się nad sobą, nie podskakuj, tu się o takich rzeczach głośno nie mówi.
Dalej, chociaż trudno to sobie nawet wyobrazić, było jeszcze gorzej. Relacja tłumaczki obnaża fatalny stan wiedzy funkcjonariuszy publicznych na temat tego, czym jest gwałt i w jak delikatny sposób powinno obchodzić się z jego ofiarą. Kobieta wspomina, że zarówno policjantka, jak i prokuratorka (co przerażające, dwie kobiety), chciały za wszelką cenę udowodnić jej, że "sama była sobie winna".
Gdybym mogła cofnąć czas, to nigdy nie zgłosiłabym się na policję - mówi Aleksandra. Funkcjonariuszka pytała, czy na pewno sama tego nie chciałam. Sugerowała, że zmyślam, bo ona krzyczałaby głośniej i pobiłaby gwałciciela. Tłumaczyłam, że był dla mnie zbyt silny, byłam przerażona, dostałam ataku padaczki. Ale te słowa jakby do niej nie docierały. Powtarzała, żebym nie opowiadała nic, czego nie jestem pewna na sto procent, bo jeszcze oskarżę niewinnego człowieka. Wyraźnie sugerowała, że powinnam o tym zapomnieć, bo do sytuacji doszło w trakcie zabawy.
Przez kilka miesięcy w sprawie nie działo się nic, a kiedy wreszcie doszło do rozprawy, zatrudnieni przez gwałcicieli adwokaci atakowali skrzywdzoną kobietę, chcąc zrzucić na nią winę za to, co się stało. Kazali jej między innymi... opisać penisa gwałciciela!
Najgorsza z tej trójki była kobieta. Krzyczała na mnie: po co założyła pani spódnicę? Jak się pani ubiera w pracy? Jakie nosi pani kolczyki? Tłumaczyłam, że ubieram się normalnie, prawie nie noszę makijażu. Z kim pani sypia? Przecież sypiam z mężem - wspominała. Prosili, żebym opisała członek gwałciciela. Padały sugestie, że sama uwiodłam tych mężczyzn. Adwokatka robiła ze mnie tanią zdzirę, która chciała się zabawić. (...) Kolejnego dnia agresja adwokatów się powtórzyła, dwa dni wmawiali mi, że zasłużyłam sobie na to wszystko.
Traumy nie złagodził wyrok w zawieszeniu.
Winny. Nareszcie przestaną się śmiać. I nagle słowa sędzi: karę zawieszam. Już wiedziałam, że jednak przegrałam. Mogą wrócić do rodziny, do swoich biznesów. Mogą o wszystkim zapomnieć - mówi kobieta. Sędzia uzasadniła wyrok: przypadek incydentalny, oskarżeni nauczyli się w toku postępowania, że ich czyn był zły, byli wcześniej niekarani, mają rodziny. Sędzia, prokuratorka, policjantka nawet nie są świadome, że zgwałciły mnie po raz drugi.
W sprawę mocno zaangażował się mąż Aleksandry, Michał. W Dzień Dobry TVN opowiedział o upokorzeniach w trakcie procesu i agresji ze strony adwokatów gwałcicieli, którzy to, co zrobili nazywają "pseudogwałtem".
Aleksandra przyznaje, że dziś żałuje zgłoszenia sprawy na policji. Jej padaczka nasiliła się, ucierpiała nie tylko ona sama, ale i cała jej rodzina. Do odpowiedzialności nie poczuwają się nie tylko ratownicy-gwałciciele, ale i dyrekcja szpitala. Zobacz: Ofiara gwałtu: "Zrobili to w czasie ataku padaczki. Wracałam z nimi w tym samym autokarze!"
Być może nagłośnienie tej sprawy pomoże w zrozumieniu, również przez policjantów, prokuratorów i lekarzy, że gwałt nigdy nie jest winą jego ofiary. Miejmy nadzieję, że wszyscy poznają przynajmniej nazwiska tych gwałcicieli, a kolejne kobiety unikną podobnego losu.