Wczoraj poinformowaliśmy o tragicznej, samobóczej śmierci 14-letniego Dominika z Bieżunia. Do takiego kroku doprowadzili go rówieśnicy, którzy przezywali go "pedziem" i kpili z tego, że za bardzo dba o wygląd.
Dodatkowym przyzwoleniem dla prześladowców była postawa pedagogów: jedna nauczycielka publicznie poniżała chłopca, inni - łącznie z dyrekcją - nie reagowali na zgłaszane przypadki przemocy, w tym... obrzucanie go kamieniami! Płocka rokuratura prowadzi już w tej sprawie śledztwo.
W dniu tragedii Dominik poprosił mamę, Aleksandrę, żeby pozwoliła mu nie iść do szkoły. Wytłumaczył, że boi się jednej z lekcji. Potem napisał list pożegnalny i powiesił się na sznurowadłach. Pani Aleksandra znalazła syna martwego.
Choć Dominik wyraźnie wskazał, że przyczyną tragedii były kpiny i wyzywanie go, co aż nieprawdopodobne, mowa nienawiści nie skończyła się wraz ze śmiercią. W mediach społecznościowych pojawiły się okrutne komentarze i memy. Założono też profile takie jak: Dominik dobrze że zdechł. Na szczęście w odpowiedzi internauci zaczęli się organizować, żeby zgłaszać i blokować nienawistne strony i wpisy.
Najwyraźniej internauci szydzący ze zmarłego nastolatka nadal nie widzą, że to właśnie takie słowa doprowadziły do tragedii.
Dzisiaj o 12.00 przed Ministerstwem Edukacji Narodowej zebrali się ludzie, by zapalić znicze. Był to protest przeciwko bierności systemu oświaty, który nie walczy z przemocą w szkołach i nie zapobiega homofobii.
Do zebranych pod MEN wyszła także minister Joanna Kluzik-Rostkowska. Jej wystąpienie skomentowała na Twitterze obecna na spotkaniu Anna Dryjańska z Fundacji Feminoteka:
Joanna Kluzik-Rostkowska która wyszła pod MEN gdzie zapaliliśmy znicze z powodu śmierci Dominika, bardzo pilnowała się by nie użyć słowa homofobia.
Sprawę samobójstwa Dominika oraz mowy nienawiści przeciw osobom homoseksualnym poruszył na Facebooku znany pisarz, Jacek Dehnel. Odniósł on historię 14-latka do własnych doświadczeń:
Nie wiedziałem nawet, gdzie jest Bieżuń. W powiecie żuromińskim, na Mazowszu. Mieszkał tam Dominik, lat 14, na zdjęciu. Mieszkał, już nie mieszka, właśnie się powiesił na sznurówkach, bo w szkole koledzy urządzili mu festiwal hejtu. Zasłużenie: w końcu nosił rurki, układał włosy i był "pedziem". Homofobia to nie jest jakaś oderwana od życia sprawa. Jakiś "pogląd", który można przyjmować, można się z nim nie zgadzać, ale ma miejsce w społeczeństwie. To jest zwykła podłość, podłość, która zbiera konkretne ofiary.
Piszę o tym, bo po moim niedawnym poście o związkach wyrzuciłem szuflami z mojej fejsowej strony tony, tony gnoju, zablokowałem 20 czy 30 profilów, miałem przegląd całego wachlarza najrozmaitszych homofobów, od hardkorowych, skatologiczno-wulgarnych, do softkorowych, "nie jestem homofobem, ale", pochylonych z czułością nad "obrażonymi" moim postem biednymi hierarchami kościoła katolickiego. Piszę o tym, bo nawet ja, zaprawiony w bojach netowych, chodzę podminowany przez tę stężoną nienawiść i usprawiedliwianie nienawiści, i nawoływanie do "szacunku" dla homofobów. Bo przecież "wasze środowisko mówi o tolerancji, więc musi tolerować homofobów". Nie, nie musi. Więcej: nie powinno. Bo to prowadzi do konkretych śmierci, jak jazda po pijanemu.