W tym tygodniu kilkunastotysięcznym Bieżuniem na Mazowszu wstrząsnęło samobójstwo 14-letniego Dominika Szymańskiego. Chłopiec od dłuższego czasu skarżył się na dręczenie ze strony rówieśników, ich wyzwiska, groźby i wyśmiewanie się. Wszystko dlatego, że... nosił rurki, układał włosy i był bardziej wrażliwy. Nastolatek miał zgłaszać swoje problemy w szkole, do której chodził, ta jednak nie zareagowała. Pojawiły się nawet informacje, że z Dominika wyśmiewała się również jedna z nauczycielek... Ciekawe, co powie teraz mamie chłopca. Zobacz:14-latek dręczony w szkole popełnił samobójstwo. Koledzy nazywali go "pedziem"
Głos w sprawie zabrał Robert Biedroń, dziś polityk i prezydent Słupska, kiedyś założyciel organizacji Kampania Przeciwko Homofobii. W rozmowie z Moniką Olejnik w Radiu Zet wspomina, że kiedyś sam przeżywał podobny dramat.
Wiem, że to jest powszechny problem, niestety. Ja sam chciałem popełnić samobójstwo i wiem, czym może być prześladowanie w szkole. Wiem, co to znaczy, bo sam to przeżyłem. Takie tragedie będą się pojawiały, kiedy kapituluje szkoła, państwo, prawo i organy ścigania. Uprzedzam, takich Dominików w Polsce jest bardzo wielu - mówił Biedroń i dodał, że w polskim prawie nie ma nawet paragrafu, na który prześladowani ze względu na orientację seksualną mogą się powołać.
Nie mamy ustawy, która penalizowałaby przestępstwa z nienawiści, homofobiczne czy transfobiczne. My nawet dzisiaj nie mamy ochrony prawnej, która gwarantowałaby, że takie sytuacje jak Dominika będą ścigane. Gdyby Dominik poszedł na policję, do prokuratury czy do sądu, to by przegrał. Wyobraża sobie pani? - pytał Olejnik. Głowę odwróciła szkoła, nauczyciele, dyrekcja, odwracały organy ścigania. W Polsce panuje taka dulszczyzna. Udajemy, że problemu nie ma. Nie widzimy pewnych problemów, zamiatamy je pod dywan. To doprowadziło do śmierci Dominika.
Przypomnijmy, że po samobójczej śmierci chłopca na Facebooku pojawił się profil, na którym wciąż z niego szydzono i cieszono się z tego, że nie żyje. Usunięty został dopiero, kiedy sprawę nagłośniono, a stronę zaczęły zgłaszać administracji serwisu tysiące osób.