Po "polubownym" odejściu z pracy w TVN, Kamil Durczok ma dużo wolnego czasu. Może go poświęcić na zaniedbywane do tej pory pasje i procesowanie się z dziennikarzami, którzy opisali m.in. kulisy jego pracy w redakcji Faktów. Podczas gdy Durczok pozywa dawnych dziennikarzy Wprost, sam musi się tłumaczyć w sprawie torebek z białym proszkiem, jakie znaleziono w apartamencie, z którego uciekał przed policją.
Teraz Durczoka pozwali byli dziennikarze Wprost. Chodzi o jego wypowiedź w radiu Tok FM. Kamil porównał tam ich artykuły do zbrodniczej polityki Władimira Putina:
Uprawiają potworny rodzaj dziennikarstwa, które porównać można do wojny hybrydowej prowadzonej przez Putina na Krymie.
Słowa te dotyczyły czwórki dziennikarzy: Sylwestra Latkowskiego, Olgi Wasilewskiej, Michała Majewskiego i Marcina Dzierżanowskiego. Pierwsza trójka po pozwach Durczoka odeszła z redakcji, by skupić się na działaniach sądowych, ostatni z nich nadal pracuje dla tygodnika.
Cała czwórka dziennikarzy uznała, że Durczok naruszył ich prawa osobiste. Domagają się teraz, by były gwiazdor TVN-u odwołał swoje słowa i przeprosił ich - również na antenie TOK FM.