Wczoraj późnym wieczorem do Polski przyleciało kilkanaście rodzin (łącznie ponad 100 osób) z ogarniętej wojną domową Syrii. Są to chrześcijanie prześladowani za swoją wiarę, poszkodowani w konflikcie między siłami rządowymi, rebeliantami oraz korzystającymi na tym bojownikami samozwańczego "Państwa Islamskiego". Polska zobowiązała się do przyjęcia łącznie 2000 uchodźców z Syrii i Erytrei.
Sprawa budzi ogromne kontrowersje. Zwolennicy przyjęcia uchodźców wskazują, że przez lata II wojny światowej i PRL Polacy byli chętnie przyjmowani praktycznie na całym świecie. Przeciwnicy - że to zaproszenie do naszego kraju "terrorystów" oraz zapoczątkowanie polityki "multikulti", która w krajach Europy Zachodniej wyraźnie nie zdała egzaminu. Głos w tej sprawie zabrał również Janusz Korwin-Mikke, który, dość niespodziewanie, nie ma nic przeciwko emigrantom w Polsce. Chce jednak, żeby byli... "lokajami z Afryki".
Wszystkich nie przyjmowałbym. Na przykład z Syrii uciekają chrześcijanie, którzy mają powody, żeby stamtąd uciec. Natomiast tamci to uchodźcy za chlebem i ich zadaniem jest pracować, pracować - tłumaczy polityk w rozmowie z Superstacją. Proszę bardzo. Na pewno jest więcej niż 2 tysiące ludzi, którzy chcieliby przyjąć lokaja z Afryki. Prawda? Na pewno jest tutaj 2000. Oni zarabialiby. 2 tysiące zamożnych Polaków miałoby lokaja z Etiopii i nikt tego nawet nie zauważyłby. Nie byłoby żadnego problemu. Problem jest tylko dlatego, że państwo się za to wzięło.
Przypomnijmy, co Korwin-Mikke sądzi o uciekających przez Morze Śródziemne mieszkańcach Afryki: Korwin-Mikke o śmierci afrykańskich uchodźców: "CO MNIE TO OBCHODZI? Po prostu TONĄ SOBIE!"