W środę rano dowiedzieliśmy się o śmierci Jana Kulczyka. Miliarder zmarł w wiedeńskim szpitalu z powodu komplikacji pooperacyjnych. Miał zaledwie 65 lat. Ponieważ oficjalna przyczyna śmierci nie została, jak dotąd, podana do publicznej wiadomości, trwają spekulacje na ten temat. Okazało się, że od roku leczył się w Nowym Jorku na raka prostaty: Bliscy Kulczyka: "Jesteśmy w szoku. Wczoraj miał wyjść ze szpitala"
Jak ujawnia w rozmowie z Super Expressem bliski współpracownik Kulczyka, bezpośrednio po operacji prostaty nic nie wskazywało na to, że jego stan może się pogorszyć.
Jadł, śmiał się, spacerował, rozmawiał z bliskimi - wspomina informator tabloidu. Późnym wieczorem pożegnał się z nimi. Nic nie zapowiadało, że za chwilę może wydarzyć się coś złego. Po niedługim czasie źle się poczuł.
Lekarze zareagowali natychmiast. Wiedeński szpital publiczny należy do najlepszych w Europie. Rocznie przeprowadza się w nim ponad 50 tysięcy zabiegów, w tym prawie 12 tysięcy operacji.
W ciągu kilku minut znalazł się na stole operacyjnym - ujawnia osoba z otoczenia miliardera. Pojawił się zator płucny. Niestety, nie udało się go uratować.
Zobacz też: Ohme o Kulczyku: "NAM, ZWYKŁYM LUDZIOM, wydaje się być równym partnerem, by negocjować z Panem Bogiem"