Krzysztof Rutkowski ujawnił niedawno, że była kochanka chce pozwać go o alimenty na 6-letniego syna, którego, jak twierdzi, spłodził. Właściciel agencji detektywistycznej, który obecnie układa sobie życie z aspirującą fotomodelką, Mają Pilch, nie jest tym zachwycony. Zapewnia w tabloidach, że udowodni swoją "niewinność".
Jednak była kochanka, Joanna Zych, twierdzi, że pamięta chwilę zapłodnienia z dokładnością co do godziny.
Pamiętam noc, w której nasz syn został poczęty, i to z datownikiem w ręku. Co do godziny, to może było między godziną 2:15 a 3:40, dokładnie nie pamiętam. Na pewno był to 2 stycznia 2009 roku. Można powiedzieć, że to był złoty strzał - wyznaje w Super Expressie. To prawda, że na początku nie byłam pewna, czy Krzysztof jest ojcem Aleksandra. Przyznaję, byłam wtedy najpierw z ówczesnym partnerem, a dopiero niemalże dobę później z Krzysztofem Rutkowskim. Ale jestem pewna, że to Krzysztof jest ojcem. Dlaczego? Innej możliwości nie ma. Ojcostwo mojego ówczesnego partnera zostało wykluczone. Badania DNA zostały przeprowadzone na mocy sądowej poza granicami kraju w laboratorium kryminalistyki w Niemczech.
Zych zapewnia, że chociaż w tym czasie sypiała z dwoma mężczyznami na zmianę, to jest przyzwoitą kobietą.
W mediach zostałam przedstawiona jako ekskluzywna prostytutka. Zapewniam, że nią nie jestem. Gdyby tak było, jeździłabym drogim samochodem i miała ogromne mieszkanie. A tak gnieżdżę się na trzydziestu kilku metrach - narzeka w tabloidzie. Aleksander wie, że Krzysztof jest jego ojcem i chciałby go poznać. Jednak czy on będzie tego chciał? Myślę, że tak, tylko nie wiem, na ile mu pozwoli jego partnerka.
Aleksander powiedział mi takie słowa: "Jak zobaczę swojego tatę, to mu powiem, że go kocham". Pamiętam o tym, że Krzysztof ma rodzinę. Nie chciałabym, żeby ktoś pomyślał, że chcę ją zniszczyć. Absolutnie nie. Chcę tylko, by mój syn miał kontakt z ojcem. (...) Krzysztof wypiera się Aleksandra w mediach i kłamie. Dlatego właśnie złożyłam w sądzie wniosek o ustalenie ojcostwa. Dlaczego dopiero teraz? Dałam mu szansę. Chciałam zobaczyć, czy ma w sobie cząstkę człowieczeństwa. Po artykule, który ukazał się w "Expresie Ilustrowanym" i po tym, jak nie otrzymałam odpowiedzi na pismo przedprocesowe, zostałam zmuszona do takiego kroku. Badania DNA są konieczne i będą stanowiły kropkę nad "i".”