Od wczoraj w mediach głośno jest o sprawie Piotra Kuryły, znanego maratończyka fotografującego się z różańcem, w koszuce z Janem Pawłem II i promującego jako "dobry chrześcijanin", który przywiązał do bramy schroniska dla zwierząt 13-letnią, ciężarną suczkę. Pies po prostu mu się znudził, więc postanowił się go pozbyć. Potem pochwalił się, że pobiegł "wspierać chorych w walce z chorobą". Za pieniądze sponsorów. Szybko okazało się, że Kuryło ma na koncie więcej takich "dobrych uczynków".
Poprosiliśmy Kuryłę o komentarz i odniesienie się do nagrania udostępnionego w sieci. W rozmowie z Pudelkiem sportowiec przyznaje, że po przeczytaniu tysięcy negatywnych komentarzy jednak żałuje tego, co zrobił. Przy okazji... grozi też schronisku, pod którym porzucił psa. Twierdzi, że wymaga ono kontroli.
Żałuję. Drugi raz bym tego nie zrobił, to schronisko wymaga kontroli i ja osobiście się tym zajmę. Pies nie jest w ciąży, był wysterylizowany i są na to dokumenty. Donosiłem mu wodę i zostawiłem go z zapasem wody pod bramą.
Kuryło jest też rozżalony, że na aferze ucierpiał jego wizerunek:
W domu mamy jeszcze jednego psa, który opiekujemy się z żoną. Ludzie po całej aferze zmieszali mnie z błotem...
Do prokuratury w Augustowie jeszcze dziś ma wpłynąć zawiadomienie w sprawie Kuryły. Właściciele schroniska oskarżają go o znęcanie się nad zwierzętami.
Jak myślicie, czy ktoś będzie jeszcze chciał płacić mu za bieganie "dla chorych" i "dla Jana Pawła II". Może lepiej pomóc porzuconym psom ze schroniska?
Przypomnijmy, jak Kuryło tłumaczył się swoim fanom na Facebooku: