Barbara Sienkiewicz była do tej pory mało rozpoznawalną aktorką epizodyczną - zobaczyć można ją było m.in. w Ranczu i Klanie - oraz założycielką jednego z warszawskich teatrów dla dzieci. Cała Polska poznała ją, gdy Olgierd Łukaszewicz nagłośnił sprawę nieprzyznania jej zasiłku macierzyńskiego na urodzone przed 9 miesiącami bliźniaki. Sienkiewicz ma 60 lat i żeby zajść w ciążę musiała poddać się procedurze zapłodnienia pozaustrojowego. Aktorka co prawda temu zaprzecza, ale lekarze nie mają wątpliwości: w tym wieku naturalne poczęcie jest po prostu niemożliwe. Dzieci Sienkiewicz nie są z nią najprawdopodobniej nawet spokrewnione, gdyż organizm 60-latki nie wytwarza już komórek jajowych, koniecznych przeciez do procedury in vitro. Łukaszewicz przyznał, że początkowo został przez nią wprowadzony w błąd, uważa jednak, że dla dobra dzieci nie należy im mówić, jak przyszły na świat. Zobacz:Łukaszewicz już nie wierzy w cud? "Dla dobra dzieci TO KŁAMSTWO POWINNO TRWAĆ DALEJ"
Sienkiewicz pojawiła się dzisiaj w _**Dzień Dobry Wakacje**_. W rozmowie z Kingą Rusin skupiła się na finansowym aspekcie swojej sytuacji przekonując, że nie domaga się świadczeń, które jej nie przysługują - wymieniła swoje zasługi dla polskiej kultury i podkreśliła, że chce pracować, bo czuje się "pełna energii". Pytanie o metodę zapłodnienia oczywiście nie padło.
- Dlaczego zdecydowała się pani na dzieci tak późno? - zapytala Kinga.
- Można odwrócić to pytanie i zadać je mamom w różnym wieku. Nie ma odpowiedzi na to pytanie. Po prostu jest ciąża, jest fakt, życie toczy się dalej. Jeżeli wiadomo, że już jest ciąża, to trzeba sobie zadać pytanie czy chcę dalej utrzymać ciążę, czy nie - tłumaczyła Sienkiewicz. Ja odpowiedziałam sobie na to pytanie, że tak, że chcę.