We wrześniu minie rok od śmierci Joan Rivers, słynnej dziennikarki i prezenterki telewizyjnej, która zmarła na skutek komplikacji po operacji plastycznej. Miała 81 lat.
Od momentu pogrzebu Rivers wszyscy zastanawiali się, co stanie się z jej olbrzymim majątkiem. Część odziedziczyła córka, ale na rynku nieruchomości pozostał luksusowy apartament gwiazdy, wystawiony na sprzedaż za 30 milionów dolarów (grubo ponad 100 milionów złotych). Penthouse trudno właściwe nazwać zwykłym mieszkaniem: na ponad 470 metrach kwadratowych rozmieszczono cztery sypialnie, dwa salony na setkę gości, pokój muzyczny a nawet niewielką... salę balową.
Mimo wysokiej ceny apartament szybko znalazł kupca: nowym właścicielem mieszkania Joan Rivers został arabski szejk Mohammad bin Fahd, który wydaje bajońskie sumy na "remont" lokalu.
Apartament urządzony był w stylu Ludwika XIV: wnętrza pełne przepychu przypominały miniaturę Wersalu a sama Joan lubiła mówić, że mieszkałaby w nich sama Maria Antonina, gdyby tylko miała dostatecznie dużo pieniędzy. Szejk nie ma z tym większego problemu i już zarządził "unowocześnienie mieszkania". Podstawą ma być prywatna winda.
Niestety, zachcianki szejka nie podobają się rodzinie i fanom Joan Rivers, którzy protestują przeciwko gruntownemu remontowi. Nie rozumieją, dlaczego w ogóle Mohammad bin Fahd kupował mieszkanie w stylu, który zupełnie mu się nie podoba.
Nowy właściciel dosłownie rozrywa na strzępy apartament Joan - mówi przyjaciel gwiazdy. Martwimy się tym. Rozumiemy, że może ktoś ma inny gust, ale wygląda na to, że wszelkie ślady po Joan są niszczone, usuwane z powierzchni ziemi. To rodzaj wstydu. Najpierw umarła Joan. Teraz umiera jej mieszkanie.
Zobaczcie zdjęcia apartamentu. Faktycznie potrzebny był jego remont?