O Samie i Nii Raderach zrobiło się głośno niecały miesiąc temu, gdy hitem sieci stał się jeden z odcinków ich wideobloga. Raderowie pokazywali w Internecie życie prywatne swojej rodziny a Sam nakręcił wideo, na którym pokazał w jaki sposób poinformował swoją żonę, że spodziewają się dziecka. Niestety, kilka dni później nie mieli dla swoich fanów tak dobrych wiadomości.
Raderowie zostali skrytykowani przez internautów i innych blogerów, którzy zgodnie stwierdzili, że małżeństwu zależało na popularności, a nie szukaniu współczucia w trudnym momencie ich życia. Przyznanie się przed kamerą do utraty dziecka cztery dni po ogłoszeniu informacji o ciąży, nie wyglądało w oczach blogosfery zbyt wiarygodnie.
Podobne zarzuty spotkały Radera podczas ostatniej konferencji blogerów w Seattle. Mężczyzna poczuł się bardzo urażony słowami krytyki, które, jego zdaniem, obraziły jego rodzinę. Postanowił wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę i zaatakował grupę blogerów, którzy wyśmiewali jego dążenie do sławy.
Według mediów Rader pobił "kilka osób", ale on sam przyznaje się jedynie do szarpaniny z jedną, najbardziej agresywną osobą. Organizatorzy konferencji zareagowali błyskawicznie i wyrzucili blogera ze spotkania. Nie pozwolono mu także na wzięcie udziału w wieczornym bankiecie. Męża broni Nia, która twierdzi, że do niczego takiego nie doszło.
Przypomnijmy, że to nie pierwszy niewygodny fakt z życia Raderów:"Chrześcijański bloger" korzystał z portalu dla zdradzających! "BÓG MI WYBACZYŁ!"...