_
_
Beata Ścibakówna od wielu lat starała się wyjść z cienia starszego o prawie ćwierć wieku męża. Okazało się to trudne. Jan Englert jest wybitnym aktorem z wieloma cenionymi rolami na koncie, a od kilku lat zajmuje także prestiżowe stanowisko dyrektora Teatru Narodowego. Jeśli Ścibakówna liczyła na to, że zdoła przyćmić jego wieloletnie sukcesy występem w programie Gwiazdy tańczą na lodzie, to się przeliczyła.
Ostatnio jednak uśmiechnęło się do niej szczęście. Ścibakówna zagrała jedną z głównych ról w serialu Polsatu Skazane. Jak donosi Super Express, na konferencji prasowej postarała się, by mąż zrozumiał, gdzie jest teraz jego miejsce.
W trakcie wywiadu, udzielanego podczas promocji filmu, zwróciła się do Englerta słowami: Nie mogę tak po prostu wyjść, mam zobowiązania.
W rozmowie z Super Expressem aktorka tłumaczy, że mąż musi przywyknąć do tego, że ona jest teraz większą gwiazdą.
Musi być wyrozumiały. Teraz on jest osobą towarzysząca - podkreśla dumnie. Teraz to ja jestem gwiazdą na czerwonym dywanie, a on musi czekać. Zdarza się, że mąż mówi: "Byłaś kiedyś moją studentką, a ja byłem twoim mistrzem,, a teraz w pewnym stopniu ja jestem podwładnym". Jan ma ogromne poczucie humoru i nie jest mu źle z tym, ze uczciwie zapracowałam na swoje nazwisko. Gdybym chciała się nim podpierać, nie nazywałabym się Ścibakówna, tylko Englert.
_
_