_
_
Zbigniew Wodecki święci ostatnio niespodziewane sukcesy dzięki materiałowi nagranemu… prawie 40 lat temu. Płyta 1976:A Space Odyssey to nagrany na nowo debiutancki album artysty, który w 1976 nie odniósł spodziewanego sukcesu, za to w tym roku sprzedał się na pniu. Jest to zasługa nowej aranżacji, w której kluczową rolę odegrały Mitch & Mitch Orchestra and Choir.
Jak żali się w Super Expressie Wodecki, sukces płyty wywołał zazdrość w branży i ktoś najwyraźniej źle mu życzy, rozpowszechniając plotki o pogarszającym się rzekomo zdrowiu muzyka. Na szczęście humor go nie opuszcza.
Piszą, że anemia, że choroba serca, a mnie nic nie jest! Jestem zdrowy jak koń! - zapewnia muzyk. Badali mnie, rzeczywiście za mało jadłem, za mało spałem, ale już wszystko wróciło do normy. Można to zobaczyć na koncertach, których mam bardzo dużo. Jakby mi coś było, to nie mógłbym grać na trąbce, bo to wymagający instrument. Pisanie, że jestem umierający, to przesada. Obawiam się, że ktoś chce mi narobić koło pióra... Bo jak umierający, to przecież nie może grać. Może to konkurencja?
Ja się boję, czy to nie Stevie Wonder mi tak szkodzi. Może chce mnie wyeliminować z rynku. Podejrzewam, że to jego krecia robota. Ma tyle lat co ja i lansuje swoją pierwszą płytę sprzed 40 lat. Dokładnie tak jak ja.
_
_