W polskiej debacie na temat przyjmowania uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej ścierają się skrajne postawy. Jedną reprezentuje Janusz Korwin-Mikke, który uważa imigrantów za "ludzkie śmieci". Z drugiej strony jest papież Franciszek, zalecający, by każda parafia przyjęła rodzinę uchodźców.
W całej dyskusji największym problemem wydaje się to, że do głosu nie dopuszczono samych zainteresowanych: uchodźców i imigrantów. Dopóki mówi się o nich o nieobecnych obcych, przypisuje się im różne intencje i cechy.
Teraz głośno w imieniu uchodźców wypowiedziała się Asida Turawa, która uciekła z ogarniętego wojną Kaukazu. Od 13 lat mieszka w Polsce. Na swoim Facebooku napisała poruszający tekst, który zdobył błyskawicznie popularność. Udostępniono go już ponad 24 tysięcy razy. Asida przedstawia siebie jako imigrantkę nastawioną na asymilację w goszczącym ją kraju, a jej spojrzenie na uchodźctwo z Syrii nie jest pozbawione krytycyzmu.
Jestem imigrantem. Przeniosłam się do Polski z Kaukazu jakieś pół życia temu. Nie jestem katoliczką. Wychowano mnie w innym wyznaniu, w innej kulturze z innymi tradycjami - pisze Asida. Byłam uchodźcą. Uciekałam przed wojną i wiem jak to jest. Z autopsji. Jestem tolerancyjna, daleko mi do ksenofobii czy nacjonalizmu, bo to wszystko, czego się ksenofob boi najbardziej - to ja.
Uciekałam przed wojną z mamą, ciocią i moimi dwiema siostrami. Tak, łódką, pamiętam jak dziś. Nie było z nami taty, wujka, a nawet dziadka, tata z innymi mężczyznami walczył o swój, nasz kraj. Uciekałyśmy do Rosji. Nie wybierałyśmy kraju ze względu na dobrobyt czy możliwości. Uciekałyśmy do najbliższego bezpiecznego miejsca, by być jak najbliżej taty i móc jak najszybciej wrócić do domu, gdy tylko się da. Nie wszyscy byli zachwyceni tym, że oto przypłynęłyśmy. Ale o nic nie prosiłyśmy, niczego się nie spodziewałyśmy. Mówiłyśmy po rosyjsku i byłyśmy kulturalne, grzeczne do przesady i pełne szacunku dla ludzi, którzy chcieli nam pomóc. Do dziś nie wiem, jak mama to wszystko wtedy załatwiała, że miałyśmy gdzie spać, co jeść. Dołączyła do znienawidzonych przez ludzi tzw "spekulantów" z wielkimi plastikowymi torbami, którzy handlowali czym mogli na ruinach byłego związku radzieckiego. Moja mama - filolog, muzyk, pianistka.
Świat nie jest czarno-biały. Między "jestem na tak" i "jestem na nie" istnieje jeszcze całe mnóstwo półtonów i niuansów. (...) Nie zajmę stanowiska w sprawie uchodźców, bo jeśli zranię tym chociaż jedną osobę, która ratując się przed wojną przybywa z pokorą, szacunkiem i wdzięcznością, to nie będzie warto. Tym bardziej, że tosamo spotkało kiedyś mnie i moją rodzinę. Tyle że w mojej historii młodzi mężczyźni nie porzucali swojego kraju, żeby wyruszać do bardzo odległych geograficznie i kulturowo państw, by obrzucać odchodami autobusy na granicy, wyciągać kobiety z samochodów za włosy, bić je i kopać z powodu bluzki z dekoltem, a potem gwałcić, tymże dekoltem usprawiedliwiając swoje zachowanie. Ktoś, kto nie szanuje drugiego człowieka na tyle, że w jego własnym kraju, udzielającym azylu, śmie podnieść na niego rękę - nie jest uchodźcą, proszę mi wierzyć. I proszę, nie odbierajcie mi prawa bać się tego kogoś, zarzucając mi nacjonalizm, ksenofobię, zacofanie i nietolerancję, te rzeczy są mi obce, brzydzę się nimi. Tak jak brzydzę się gwałtem i przemocą.