Dziś rano dowiedzieliśmy się o tragicznej śmieci Marcina Wrony w hotelu w Gdyni. Reżyser przyjechał tam, żeby zaprezentować swój najnowszy film pt. Demon podczas Festiwalu Filmowego. Choć przyczyny zgonu nie są znane, wiadomo było, że Wrona świętował sukces i umawiał się z różnymi osobami na spotkania w najbliższych dniach.
Znajomi próbują dojść do tego, co się naprawdę stało. Domysły podsycają ustalenia policji, która wstępnie wykluczyła udział osób trzecich. Jedni podejrzewają wypadek, inni sugerują samobójstwo.
Tragiczną śmierć skomentował Andrzej Grabowski, który zagrał jedną z głównych ról w prezentowanym w Gdyni Demonie.
Rozmawiałem z Marcinem przedwczoraj. Przedwczoraj, po pokazie w Gdyni. Marcin był bardzo uniesiony olbrzymim sukcesem tego filmu na Festiwalu - wspomina Grabowski w wywiadzie dla Onetu. Był bardzo zadowolony z pokazu, mówił, że była świetna reakcja publiczności, że było wiele pochwał na temat filmu, aktorów. Umawiałem się, że jak skończę moją pracę dla telewizji, to się spotkamy u mnie, siądziemy, pogadamy. Bardzo się ucieszył na tę propozycję, ja zresztą też.
Co mogę wnioskować z rozmowy z nim? Niczego, co by świadczyło o jego kroku... To nie zrozumiałe, to musiało zdarzyć się coś wczoraj... Nie wiem, no, nie potrafię tego powiedzieć.
Marcina poznałem w ubiegłym roku, jesienią, przed rozpoczęciem pracy nad "Demonem". Odbyliśmy kilka rozmów, uzgodniliśmy, że to ja zagram tę rolę. Nie tylko te rozmowy były bardzo ciekawe. Marcin był człowiekiem - aż mi przez gardło nie chce przejść, że "był" - miał niezwykle analityczny umysł. Dla niego pewne rzeczy były oczywiste. W pracy był oddany jej całkowicie. Zresztą on był też producentem tego filmu. Po prostu wszyscy mieliśmy wrażenie - i słuszne - że powstaje coś naprawdę wielkiego, coś fantastycznego. Ja nie widziałem filmu gotowego, widziałem go przed ostateczną wersją i wydaje mi się, że jest to wspaniałe jego dzieło i jestem dumny, że w nim grałem.