Gosia zapewniała ostatnio nerwowo, że nas nie czyta i nie przejmuje się opisywanymi u nas faktami z jej życia. Okazało się to oczywiście nieprawdą. Na "zlocie gosiomaniaków" ulżyła swoim duszonym emocjom i rzucała w przybyłe dzieci pluszowymi pudelkami. Deptała je też (pudelki) na scenie. Co powiedziałby o tym psychoanalityk?
Oczywiście popieramy takie działania - wszystko, co pozwala ukoić nerwy, jest dobre. Sądzimy, że za tym pomysłem stoi zaborczy i nadpobudliwy ojciec Gosi, który opiekuje się jej karierą.
Sam zlot i koncert Gosi nie wypadły zbyt dobrze. Skontakowały się z nami "gosiomaniaczki" (w tym jedna była), które wspominają imprezę jako zbiorową sesję leczenia kompleksów pani Andrzejczuk. (Dodajmy, że płatną po 20 zł.)
Gosia wchodzila do klubu po czerwonym dywanie, rozłożonym specjalnie dla niej! - wspomina jedna z fanek. Witała ją grupa 13-15 letnich dziewczynek, które razem z rodzicami stanowiły większość na tej imprezie. Sprzedawano plakaty po 5 zł i płyty po 20 zł.
I teraz uwaga:
Gosia wręczała (wybranym przez siebie) fanom dyplomy "super fana" i "legitymacje gosiomaniaka"! Potem był tort z podobizną piosenkarki, autografy i konkurs karaoke z piosenkami Gosi, w którym jedną z nagród była... jej koszulka, w której wystapiła w reklamie bodajże Zbyszko.
Inna (była już) fanka Gosi wspomina imprezę jako jeszcze bardziej żałosną:
Było jakieś 50 osób - głównie dzieci z rodzicami. Sam koncert trwał z 40 minut. To była najgorsza impreza w moim życiu. Do tego nie załapałam się na autograf, gdyż Gocha zamiast dawać podpisy, opowiadała jakieś bzdety. I ochroniarze nas wyrzucili! W końcu rzuciłam plakatem i wyszłam! Gosia rozdawała też maskotki - pieski pudelki, które deptała na scenie i rzucała, mówiac, że nie znosi kłamstw.
Brzmi jak opis szaleństwa. Gosiu, naprawdę polecamy pilnie zatroszczyć się o swoje zdrowie psychiczne.