Josie Cunningham stała się jedną z najbardziej nielubianych Brytyjek po tym, jak w 2013 roku wstawiła sobie implanty piersi na koszt publicznej służby zdrowia. Operacja kosztująca ok. 5000 funtów, czyli ponad 28,7 tysiąca złotych obciążyła kieszenie podatników po to, żeby Josie mogła zostać modelką branży porno i pracować jako "dziewczyna do towarzystwa". Służba zdrowia przechodziła wtedy duży kryzys, a absurdalnie wielki rozmiar piersi kobiety nie był motywowany oczywiście jej zdrowiem, a jedynie zachcianką.
Teraz Cunningham ma jeszcze gorszą opinię. Udowodniła, że dla spełnienia marzenia o byciu gwiazdą porno gotowa jest na naprawdę wiele.
Miesiąc temu media doniosły, że Josie jest w czwartej ciąży. Już wtedy anty-celebrytka zaczęła narzekać, że nie jest w stanie utrzymać wystawnego stylu życia, do którego była przyzwyczajona. Oczywiście nie pracowała, tylko dostawała pieniądze za pojawianie się na imprezach i ściankach.
Josie powiedziała wtedy mediom, że żeby zarobić na swoje podstawowe potrzeby - czyli doczepki włosów i manicure - musi się prostytuować. O potrzebach swoich dzieci - w tym jednego w drodze - w ogóle nie wspominała. Teraz kwestia ciąży jest już nieaktualna, gdyż Cunningham... dokonała aborcji. Powodem decyzji była informacja, że podczas ciąży nie będzie mogła przejść wymarzonej operacji nosa.
25-letnia [!] porno-gwiazda uważała, że kosztująca 7000 funtów - czyli ponad 40 tysięcy złotych - operacja będzie dla niej ostateczną przepustką do świata porno i "modelingu w stylu glamour". Stwierdziła, że to zdecydowanie ważniejsze niż dziecko.
Zrobiłam sobie cycki, mam ciało, ale zrozumiałam, że aby odnieść prawdziwy sukces w przemyśle dla dorosłych muszę mieć też twarz - powiedziała w wywiadzie dla Sunday People. Ludzie mogą mnie nienawidzić, ale ciąża zaprzepaściłaby szansę, żeby wreszcie się udało. W przyszłym roku zamierzam wziąć udział w eleganckich sesjach zdjęciowych zamiast dziewięciu miesięcy ciąży przeleżanej na sofie z opuchniętymi kostkami. To moja decyzja i nikomu nic do tego.