Dawid Kwiatkowski, który ostatecznie udowodnił, że to on jest polskim Justinem Bieberem, a nie Maciej Musiał, narzeka na uciążliwą popularność. W wywiadzie dla magazynu Flesz postanowił pożalić się na nastoletnie fanki, które zrobiły z niego gwiazdę. Okazuje się, że zakochane w wokaliście i jurorze SuperDzieciaka dziewczyny potrafią całą noc stać pod oknem jego hotelu.
Co najwyżej nie dają spać, kiedy stoją tłumnie pod hotelem i śpiewają mi całą noc. Ale czasem mają złe informacje i śpiewają pod oknem mojego menadżera. A jak śpiewają pod moim, to trochę się wkurzam, bo wiem, że będę miał ciężki dzień - powiedział Kwiatkowski. Ale gdy widzę przez okno setki dziewczyn siedzących na kocach z termosami z kawą, wiem, że one będą tak czekać do rana, aż wyjdę z hotelu i się z nimi przywitam, to wzrusza mnie ten widok.
Okazuje się, że oddanie fanek jest niemal niebezpieczne. Kwiatkowski w wywiadzie dla Flesza utrzymuje, że policja musi go eskortować przez miasto. Na dodatek łamiąc przepisy drogowe, aby uciec przed tłumem rozhisteryzowanych nastolatek.
Nie wkurzam się też, gdy nasz bus musi pod eskortą policji przejeżdżać na czerwonym świetle, by uciec przed tłumem nastolatek, ani wtedy, gdy stukają w szybę mojego auta – dodał wyrozumiały Kwiatkowski. Czasami się zastanawiam, skąd mam na to wszystko siłę, przy tulu obowiązkach i życiu w ciągłych rozjazdach. Ale sam tego chciałem. Zwłaszcza, że moi fani są szaleńcami, a ja to lubię.