Czesław Mozil to kolejny celebryta, który uznał, że już czas wydać swoją biografię. Wczoraj pojawił się w programie Kuby Wojewódzkiego, żeby ją wypromować. W swoich wspomnieniach pt. _**Nie jest łatwo być Czesławem Mozilem**_ ujawnia m.in przypadkową przygodę rodziców z klubem skandywanskich swingersów. Natrafili na ofertę pracy przy sprzątaniu, a potem się okazało, że to tajny kod, używany przez pary lubiące wymieniać się partnerami.
To były trudne czasy - wspomina Mozil. Różni ludzie mieszkali na tym osiedlu, to nie była bogata dzielnica. Znalazłem martwego człowieka w piaskownicy. Popełnił samobójstwo. Za to jak miałem 18 lat i zadzwoniłem do duńskiego urzędu, że nie dogaduję się w rodzicami, to od razu dali mi mieszkanie.
Czesław wspomina także początki swojej kariery. Wyznał, że był tak zmotywowany, by zaistnieć jako muzyk, że wydzwaniał po obcych ludziach, zmuszając ich by słuchali jego utworów.
Pisałem piosenki, miałem parcie na szkło - wyznał Mozil. Rodzice byli ciągle w pracy, miałem 9 czy 10 lat, więc brałem numer przypadkowy i jak ktoś odbierał to grałem. Czasem trafiała się jakaś starsza pani, która mówiła: o fajnie, to ja posłucham.
Muzyk wyznał, że kocha swoją, odkrytą na nowo po latach emigracji, ojczyznę, nie jest w stanie tylko znieść polskiego sposobu układania serwetek.
Ja kocham Polskę, wiążę swoją przyszłość z tym krajem, ale ja nie rozumiem, co jest z tymi serwetkami - ujawnił w stanie dużego wzburzenia. Nawet myślałem, żeby stworzyć stanowisko dla serwetek. Żeby można było brać pierwszą z góry. A tu jest taka konstrukcja, która jest chyba tylko w Polsce. Chcę wyciągnąć jedną, rozwalam wszystkie i potem wkładam je z powrotem i wszystkie dotykam swoimi paluchami.