Sandra Lewandowska we wrześniu tego roku postawiła Ryszardowi Kaliszowi ultimatum: albo ogłosi publicznie, że nigdy jej nie zwolnił z MSWiA, albo spotkają się w sądzie. Poszło o kolację Kalisza z Aleksandrem Kwaśniewskim w restauracji Sowa i Przyjaciele, w której Ryszard wspominał, jak po wyrzuceniu Sandry z pracy odwiedzali go wysoko postawieni "generałowie różnych służb".
Najlepszym dowodem na Sandrę jest to, jak wyrzuciłem ją z roboty. No to co ja miałem zrobić, jak ona nic nie robiła? Natomiast w tym momencie, słuchaj, dziesięciu generałów różnych służb przychodziło do mnie z interwencją - powiedział Kalisz Kwaśniewskiemu.
Rozmowa została nagrana przez kelnerów, a jej zapis opublikował tygodnik Do Rzeczy. Była posłanka Samoobrony poczuła się urażona.
_**Rysiu, nie kłam z tą pracą! Przeproś za głupie zachowanie i konfabulacje i puszczę Cię wolno**_ - napisała na Facebooku. Przy okazji nazwała go "świnią" i "baranem". Zobacz: Sandra Lewandowska pozwie Kalisza? "Ciągle za mną chodził"
Ponieważ Kalisz nie zareagował, miesiąc później zapowiedziała pozew sądowy. Jak ujawnia Super Express, przesłała kancelarii Kalisza pismo przedprocesowe. Domaga się w nim 150 tysięcy złotych.
Część środków chciałabym przekazać na Fundację Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach przy Komendzie Głównej Policji, z którą współpracowałam i którą wspierałam w czasie pracy w Gabinecie Politycznym MSWiA - mówi w tabloidzie. Fundacja zajmuje się pomocą osieroconym rodzinom, których mężowie i ojcowie zginęli podczas pełnienia służby. Kolejną część środków być może przeznaczę jeszcze na jedną, dwie fundacje, a resztę na rekompensatę za straty, jakie poniosłam.
Kancelaria Kalisza już jej odpowiedziała, że wniosek uważa za bezzasadny, więc sprawa skończy się w sądzie.