Od czwartku głośno jest o radiowej prowokacji, przeprowadzonej przez Kubę Wojewódzkiego w jego audycji w Rock Radiu. Podający się za "Janusza z Kancelarii Prezydenta" dziennikarz (nie sam Wojewódzki, ale jego kolega z redakcji) zadzwonił do znanego z sympatii dla Prawa i Sprawiedliwości Jerzego Zelnika. Usłyszeć mogliśmy, że aktor zastanawia się, którego z "nieprawomyślnych" kolegów po fachu można odesłać na "wcześniejszą emeryturę". Zelnika zaatakowali po tym m.in. Karolina Korwin-Piotrowska i Zbigniew Hołdys. Zobacz: Jerzy Zelnik doniósł na kolegów popierających PO! Chciał, żeby wpisać ich na "czarną listę"
Sam Zelnik twierdzi, że nagranie zostało zmanipulowane, a on sam był przekonany, że chodzi o dyskusję nad zmianą ustawy o wieku emerytalnym, którą planuje prezydent Andrzej Duda. Zapewniał, że "pytania były dogrywane", w odpowiedzi Mikołaj Lizut, naczelny Rock Radia, wyemitował na antenie i umieścił w sieci całe, nie zmontowane nagranie. Zobacz: Lizut z Rock Radia: "ZELNIK KŁAMIE! Nic nie było dogrywane!"
Okazuje się, że nagranie wcale nie przesądza o tym, że Zelnik zasługuje na bycie nazywanym "donosicielem" i "kapusiem". Karierę w sieci robi tekst broniący Zelnika, który nie ukazał się nie w prawicowym medium, lecz w... Gazecie Wyborczej. Grzegorz Sroczyński tłumaczy w nim, dlaczego Zelnikowi należą się przeprosiny.
Jestem zażenowany wygłupami niektórych osób z własnego środowiska. Trzeba upaść na głowę, żeby puścić w radiu nagranie z Jerzym Zelnikiem i na serio twierdzić, że aktor zdradził kolegów. Te śmichy-chichy, ta radość, że oto ujawniliśmy pisowską mentalność, wywołuje mój odruch wymiotny - zaczyna publicysta i dodaje, że "wkręcenie" przez telefon starszego człowieka, który na dodatek znajduje się na dworcu kolejowym, budzi spore wątpliwości: Panowie, po pierwsze dzwonicie do siedemdziesięcioletniego człowieka stojącego na dworcu. On nie słyszy dokładnie, co "Jaok" Janusz do niego bełkocze. "Jestem ogłuszony tymi komunikatami... Muszę się skupić" - mówi Zelnik, w tle słyszymy komunikaty przez megafon. W tym hałasie "Janusz z Kancelarii Prezydenta" nieskładnie opowiada coś o wcześniejszych emeryturach aktorskich, Zelnik prawdopodobnie sądzi, że chodzi o dyskusję o reformie emerytalnej, którą zapowiada prezydent Duda. I że prezydent chce włączyć do niej aktorów.
(...)
Zelnik próbuje się umówić na rozmowę z prezydentem Dudą i pyta "Janusza z Kancelarii" tak: "Ale pan chce, żeby na rozmowę przyszedł ktoś - że tak powiem - z drugiej strony barykady?". To najważniejsze zdanie. Pokazuje, że Zelnik naprawdę sądzi, że kancelaria chce znaleźć kogoś w środowisku aktorskim, kto nie popierał Dudy, a teraz da się zaprosić do współpracy (np. publicznej dyskusji o aktorskich emeryturach).
(...)
Kto z aktorów dałby się namówić na współpracę? Zelnik wymienia Łukaszewicza i Barcisia. "Artur Barciś bardziej był za prezydentem Komorowskim". To też ważne. Zelnik nie mówi: "Tego s...syna Barcisia wpiszcie na czarną listę, głosował na Komoruskiego". Mówi o Komorowskim z szacunkiem, używając słowa "prezydent", a o Barcisiu, że "był bardziej za", czyli nie skrajnie za, może da się z nim rozmawiać. (...) O czym świadczy ta rozmowa odsłuchana w całości? Jerzy Zelnik odpowiedział bardzo kompetentnie i uczciwie na mętne pytania kogoś z "Kancelarii Prezydenta". Nie powiedział nic, z czego można mu robić zarzut.
Zarzut kapowania na kolegów jest w Polsce zarzutem szczególnie ciężkim, środowisko aktorskie mocno pamięta takie sytuacje z okresy stanu wojennego i tamte podziały. Takim zarzutem można zabić. Współczuję Jerzemu Zelnikowi, nie wszyscy zadadzą sobie trud odsłuchania całego tego idiotycznego pasztetu. Sprawa jest kompromitująca nie dla Jerzego Zelnika, lecz dla ludzi z naszej strony barykady, którzy się tym zachwycają i kolportują.
Tekst poparł i udostępnił m.in. dziennikarz TVN Marcin Meller, a wśród komentatorów przeważa opinia, że Wojewódzki i Lizut naprawdę posunęli się za daleko.