Olaf Lubaszenko od lat walczy z depresją, która spowodowała u niego poważną otyłość. Jak wyznał w jednym z wywiadów, zaczęło się od świnki, choroby wieku dziecięcego, która u dorosłego pacjenta może doprowadzić do groźnych powikłań.
Prawie mnie dobiła. Kilka tygodni później kilogramy skoczyły mi po raz pierwszy. A potem straciłem nad nimi kontrolę - wspominał aktor. Moja waga jest objawem, a nie przyczyną. Z przyczyną sobie poradziłem. Tyle że naprawdę nie ma znaczenia, co było pierwsze - depresja i otyłość to upiorne siostry bliźniaczki. Świetnie ze sobą zgrane i dopasowane. Mają jeszcze dwójkę rodzeństwa: to cukrzyca i bezdech senny.
Kiedy waga osiągnęła poziom 140 kilogramów, Lubaszenko przestał wychodzić z domu. Potem ujawnił, że na ulicy ludzie zwracali się do niego "ty spasiony chuju", a znajomi uważali, że w zupełności wystarczy, by przestał się nad sobą użalać.
Na szczęście przez miniony rok, który upłynął od pamiętnego wywiadu dla Newsweeka, dużo się zmieniło. W dzisiejszym Fakcie mówi, że zrzucił już 50 kilogramów.
Przede wszystkim mam lepszą dietę i czasami lepsze samopoczucie - wyznaje w rozmowie z tabloidem. Pomogła mi też skomplikowana diagnostyka przyczyn otyłości, która trwała 3 lata.
Lubaszenko wrócił też do grania. Przygotowuje się do premiery spektaklu Dajcie mi tenora w warszawskim Teatrze Capitol, w którym zagra główną rolę.
Będzie to komedia, a Olaf dotychczas unikał tego gatunku - mówi jego znajomy. Teraz pokonał jednak kompleksy i znów potrafi żartować na scenie.
**_
_**