Monika Kuszyńska napisała autobiograficzną książkę Drugie życie, która w listopadzie trafi do księgarń. Opisuje w niej, jak zmieniło się jej życie po 2006 roku, gdy w wypadku samochodu, prowadzonego przez Roberta Jansona, została cześciowo sparaliżowana. Od tamtej pory jeździ na wózku. Nadal nagrywa, koncertuje, w tym roku reprezentowała Polskę w konkursie Eurowizji. W międzyczasie wyszła też za mąż.
Kuszyńska twierdzi, że nie ma do Jansona żalu o wypadek, chociaż z jej wspomnień można wywnioskować, że ma odrobinę żalu do siebie, bo mogła być ostrożniejsza.
Choć miał prawo jazdy, nigdy wcześniej nie widziałam go za kierownicą - wspomina Monika. Przez cały okres naszej znajomości nigdy nie prowadził. Negocjowaliśmy przez chwilę, kto ma gdzie siedzieć. Zaproponowałam, by Leszek [akustyk zespołu Varius Manx] usiadł z przodu. Nie wiedziałam, o czym miałabym rozmawiać z Robertem. Uparł się, że odstąpi mi wygodniejsze miejsce. Przecież miałam za sobą nieprzespaną noc.
Pogoda była paskudna. Zupełnie jak w listopadzie, choć był koniec maja. Wiatr i deszcz uderzały w boki samochodu, bujając nim jak łajbą. Nie musiałam wymyślać tematów rozmów. Nie ujechaliśmy daleko. Rozpędzony na wąskiej, śliskiej drodze jeep rozbił się... Cisza. Brzęcząca w uszach cisza. I przeszywający ból. Powoli odzyskiwałam świadomość. Co się stało? Co się, do diabła, stało!? Dlaczego nie mogę się ruszyć? Dlaczego nie mogę oddychać? Skulona, w nienaturalnej pozycji, wbita w podłogę, otoczona zewsząd pogiętą blachą, łapałam małe łyki powietrza. Klatkę piersiową rozpierał przeraźliwy ból. Zupełnie jakby tysiące igieł przebijało moją pierś. Tonęłam. Dosłownie. "Czy tak właśnie boli umieranie?" - pomyślałam.
Odruchowo dotknęłam swoich nóg. Nie poczułam nic. Jakby ktoś przeciął mnie na wysokości pasa. Może to chwilowe, pomyślałam. "Kurwa, kurwa, nie chcę umierać!" - przeraźliwy krzyk Roberta rozdarł ciszę. Leszkowi udało się opuścić samochód i wyłączyć silnik... To, co stało się potem, było jak scena z amerykańskiego wyciskacza łez. Leszek modlił się na pustym polu. Stał blisko, więc słyszałam każde słowo. "Panie, odpuść nam nasze winy. Robert, powtarzaj ze mną!" - krzyczał w niebo. "Czemu nie wspomina o mnie?" - zastanawiałam się. Później zrozumiałam. Myślał, że dla mnie jest już za późno. Myślał, że nie żyję.
Przybyli na miejsce ratownicy piłą wycinali ją z samochodu. W szpitalu stwierdzono odmę płuc i poważny uraz kręgosłupa.