Minęło juz 16 lat od premiery albumu Kayah i Gorana Bregovicia, który stał się dla piosenkarki przepustką do wielkiej kariery. Wcześniej śpiewała głównie w chórkach. Dzięki hitom takim jak Prawy do lewego czy Śpij kochany śpij, usłyszała o niej cała Polska. Chociaż współpraca z bałkańskim muzykiem świetnie przysłużyła się karierze Kayah, to piosenkarka fatalnie na niej wyszła pod względem finansowym.
Goran do dziś nie rozliczył się ze mną - przyznała w Radiu Złote Przeboje. To nie są narzekania, to są po prostu stwierdzenia faktów. Abstrahując od jego charakteru, czy od tego, czy jest miłym człowiekiem, czy nie. To jest podstawowa sytuacja. Tyle lat minęło, cóż... Nie pałam entuzjazmem w stosunku do tego człowieka. Muszę powiedzieć, że Goran jest bardzo specyficznym facetem, który lubi wszystko kontrolować. Jednocześnie potrafi być bardzo nieelegancki.
Potrafi w ogóle nie podziękować za koncert. Potrafi się nie pożegnać. Pamiętam nasz pierwszy wspólny występ w Sopocie. Śpiewaliśmy "Kiedyś byłam różą" i "Prawy do lewego" po raz pierwszy. Goran powiedział: "Masz tu siedzieć cały czas obok mnie, na krześle!". Więc "Różę" zaśpiewałam na tym krześle. Ale jak zaczęło się "Prawy do lewego", nie wytrzymałam i wyskoczyłam na scenę, żeby porwać ludzi. Był na mnie bardzo obrażony. To jest taki artysta z ogromnym ego. Wierzę, że to może się u artystów zdarzać i absolutnie wiem, że jest mnóstwo takich artystów. Ale ja nie muszę z nimi pracować.
Po tylu latach mógłby jej w końcu zapłacić. Pamiętacie ich największe hity?