Od wyborów parlamentarnych trwają spekulacje na temat przyszłości kilku dziennikarzy popierających Platformę Obywatelską. Oczywiście najbardziej zagrożony jest Tomasz Lis, do którego programu od dawna nie przychodzą już politycy Prawa i Sprawiedliwości. Lisowi bardzo zaszkodził program tuż przed wyborami, podczas którego razem z Tomaszem Karolakiem wyśmiewał 19-letnią córkę Andrzeja Dudy. Okazało się, że dziennikarz i aktor cytowali fałszywy profil internetowy Kingi. Nawet jego sympatycy stwierdzili wtedy, że przesadził.
Przyszłość Lisa w telewizji publicznej stoi teraz pod znakiem zapytania. Tomasz Lis już zaczął przedstawiać się w roli ofiary: Lis gorzko po wyborach: "Dostaję osobiste sygnały. NIE BĘDZIE LITOŚCI"
Wygląda jednak na to, że Lis zostanie w TVP jeszcze przez kilka miesięcy. Nie oznacza to jednak, że TVP będzie kontynuować produkcję jego programu. Jak zapowiedział nowy prezes Telewizji Polskiej, Janusz Daszczyński, TVP nie ma zamiaru przedłużać umowy z producentem programu Tomasz Lis na żywo. Pracę stracić ma także prawicowy dziennikarz Jan Pospieszalski.
W rozmowie z Presserwisem Daszczyński zapowiada, że nie chce, by programy produkowane były przez firmy zewnętrzne. W przypadku Lisa kosztuje to firmę podobno ponad 5 milionów złotych rocznie. Mają też występować w nich eksperci, a nie kłócący się politycy. Kontrakt na program Pospieszalskiego obowiązuje tylko do końca roku. Umowa z Lisem kończy się wkrótce potem. Prawdopodobnie nie zostaną one przedłużone.
Janusz Daszczyński zapowiedział już, że największe zmiany przeprowadzone zostaną latem i od września 2016 roku ramówka TVP będzie już zupełnie inna.