Przyjaciele Amy Winehouse błagają ją, aby znów zaczęła się leczyć i żeby tym razem potraktowała odwyk poważnie. Dziennik The Sun donosi, że brytyjska piosenkarka, która walczy z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu, wróciła do starych nawyków. Amy spędziła w klinice odwykowej zaledwie dwa tygodnie. Trudno to w ogóle nazwać terapią, raczej był to "zwyczajny" detoks.
Nawet jej mąż - Blake Fielder-Civil, nie chce się z nią widzieć i zakazał jej wizyt w więzieniu, gdzie oczekuje na wyrok w sprawie napaści, próby przekupstwa i manipulowania zeznaniami świadków. Jest przekonany, że Amy wciąż wciąga kokainę.
Przyjaciel piosenkarki twierdzi: Amy jest w strasznym stanie. Z całą pewnością bierze. Sądzimy, że tylko długi pobyt w klinice jest dla niej rozwiązaniem. Ale ona nie chce o tym słyszeć.
Ostatnio zaobserwowano u Amy zadrapania na ramionach oraz znaki i kropki na zgięciach palców. Winehouse ma za sobą doświadczenia z okaleczaniem się pod wpływem narkotyków. Prawdopodobnie i do tego nawyku powróciła.
Od kiedy Winehouse wyszła z kliniki, pali marihuanę i ostro pije. Coraz więcej. Każdy, kto widział się z nią w ostatnim tygodniu, mógł poczuć się bardzo zaniepokojony. Powraca do najgorszych czasów. Jej przyjaciele mieli nadzieję, że nowa płyta i linia kosmetyków sprawią, że skupi się na pracy, ale nawet to nie pomogło.
Nic dziwnego. Czy ktoś wierzy w to, że uzależnioną narkomankę da się wyleczyć w dwa tygodnie?