Daniel Olbrychski miesiąc temu został skazany za jazdę pod wpływem alkoholu. W czerwcu tego roku zatrzymał go patrol policji. Podczas rutynowej kontroli funkcjonariusze poczuli od niego alkohol. Badanie alkomatem wykazało 0,9 promila. Aktor tłumaczył, że "pił wino do kolacji", a następnego dnia postanowił jak zwykle pojeździć konno, żeby wytrzeźwieć i właśnie jechał do stajni. Policjanci uznali, że w tym stanie nie powinien jeździć ani samochodem ani konno i zabrali mu prawo jazdy.
Aktor bronił się publicznie ze swoją żoną, przekonując, że nie jest pijakiem, bo "nawet koniak Hennessy rozcieńcza sokiem pomarańczowym". Według aktora jego żony godni potępienia są tylko ci, którzy prowadzą po wypiciu nie rozcieńczonego alkoholu. Krystyna Dęmska dzielnie walczyła też w Dzień Dobry TVN o prawo celebrytów do anonimowego jeżdżenia po pijaku. Jej zdaniem to skandal, że takie sprawy są nagłaśniane.
Na szczęście Daniel nikogo nie zabił, ale żal nam konia, na którym chyba nadal trzeźwieje. Teraz do stajni wozi go jednak żona.
Wyrok w sprawie zapadł miesiąc temu. Olbrychski dobrowolnie poddał się karze. Otrzymał oczywiście najniższy możliwy wyrok: grzywnę 5 tysięcy złotych, którą miał wpłacić na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Penitencjarnej oraz mandat w wysokości 5 tysięcy złotych.
Daniel nadal ich nie zapłacił.
Informuję, że oskarżony dotychczas nie wpłacił zasądzonej kwoty - mówi w rozmowie z Super Expressem rzecznik prasowy ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Warszawie, Katarzyna Kisiel.
Może brakuje mu pieniędzy. Ciekawe, czy kupił w tym czasie jakiś koniak.