Jak poinformowała dziś rano poznańska policja, po niemal 10 dniach poszukiwań Ewy Tylman funkcjonariusze są już pewni, że 26-latka nie żyje. Tak poważne wnioski wyciągnięto bez odnalezienia ciała młodej kobiety, na podstawie eksperymentu procesowego, w którym wziął udział jej kolega z pracy. To on był ostatnią osobą, która widziała Ewę Tylman żywą. Zobacz: Z OSTATNIEJ CHWILI: Ewa Tylman nie żyje
Teraz okazało się, że podczas ostatniego przesłuchaniu kolega kobiety przyznał, że widział, jak tonęła w Warcie. Według TVN24 zapewnił, że miał miejsce nieszczęśliwy wypadek, jednak usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Kilkanaście godzin temu, podczas kolejnego przesłuchania mężczyzna powiedział, że był razem z Ewą nad Wartą, w okolicy mostu Św. Rocha, kiedy doszło między nimi do... "drobnego nieporozumienia". Twierdzi, że 26-latka poślizgnęła się wtedy, wpadła do rzeki i zaczęła tonąć. On sam przestraszył się i uciekł. To tłumaczyłoby nerwowy telefon wykonany do jednego z kolegów kilkadziesiąt godzin później.
Mężczyźnie postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Jego treść może się jeszcze zmienić - nie znaleziono przecież ciała, na którym mogą znajdować się kluczowe dla sprawy ślady. Jego poszukiwania w Warcie trwają.